Sonet II. Na one słowa Jopowe – interpretacja

 Podtytuł Sonetu II wskazuje na to, że jest to utwór „na one słowa Jopowe”, pełni więc funkcję komentarza do biblijnej Księgi Hioba. I tak pierwsza strofa wiersza przynosi wyraźną parafrazę jej fragmentu[1], przedstawiającą w sposób niezwykle skondensowany ważkie treści.

Utwór rozpoczyna przejmujące stwierdzenie: człowiek, któremu już same okoliczności poczęcia i charakter narodzin odbierają prawo do wysokiego powołania, żyje krótko, funkcjonując w świecie sprzecznych wartości, w końcu zaś umiera w samotności i poczuciu beznadziei:


          Z wstydem poczęty człowiek, urodzony

Z boleścią, krótko tu na świecie żywie,

I to odmiennie, nędznie, bojaźliwie

          Ginie, od słońca jak cień opuszczony.

 Jakże odmienna jest ta myśl od humanistycznych wyobrażeń o wysokiej wartości i możliwościach człowieka! A przynosi ona przecież krótką biografię każdego z nas! Człowiek żyje „odmiennie, nędznie, bojaźliwie” – to śmiałe spiętrzenie epitetów podkreśla dramatyzm naszego położenia i przypomina słynną autocharakterystykę bohatera lirycznego Sępa, który jest „wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie”. Istota ludzka zostaje tutaj przedstawiona niemalże jako cień stworzenia. Żyje podtrzymywana przez Boską jasność – jedyny wymiar, w jakim egzystuje, to istnienie wobec Stwórcy.  Jej życie jest całkowicie uzależnione od porządku ciał niebieskich (podobną wykładnię ludzkiego losu przedstawia już Sonet I). Metafora ta może być nie tylko nawiązaniem do tradycji biblijnej, gdyż bliska jest także filozofii Platona, wedle której byt to emanacja światła płynącego od bóstwa, cień idei[2].

Człowiek „ginie jak cień opuszczony” – oczywiście opuszczony przez słońce. Dariusz Śnieżko odnajduje w tym stwierdzeniu wizję ludzkiego życia, które nie trwa dłużej niż zaledwie jeden dzień[3]. Nasz czas wyczerpuje się zatem wraz z zachodem słońca, nieuchronnie podążającego poza horyzont.

 Z kolei Jan Błoński widzi w tej metaforze sprzeczność: cień wydłuża się przecież wraz ze znikaniem słońca. Zarazem badacz tłumaczy występującą tu nieścisłość tym, że cień znika całkowicie, gdy słońce przestaje świecić[4].

Idąc śladem rozumowania monografisty Szarzyńskiego, można rozwikłać wynikłą sprzeczność następująco: podobnie jak cień wydłuża się wraz ze znikaniem słońca, człowiek z upływem czasu zdobywa doświadczenie i samoświadomość, które – właściwie wykorzystane – pozwalają na duchowy wzrost. Im bardziej wzbogaca się wewnętrznie, tym bliższy jest Bogu.

Urodzenie z niewiasty przesądza nie tylko o marności skończonego istnienia ludzkiego, ale i o grzeszności człowieka[5].

Bohater liryczny Sępa ukazuje życie jako epizod naznaczony cierpieniem, wypełniony rozdarciem wewnętrznym. Jednakże ten krótki odcinek czasu ma ogromne znaczenie, bo od jego właściwego wykorzystania zależy przyszłe zbawienie lub potępienie. Stąd należy być odpowiedzialnym za każdy moment istnienia. Człowiek jest zaledwie cieniem, który słońce (Bóg) może tymczasowo powołać do życia. Ponieważ trwa ono zaledwie chwilę, nie należy wchodzić w stosunek zażyłości z tym, co przyziemne.

Dla właściwego zrozumienia pierwszej zwrotki sonetu konieczne jest odwołanie się do treści Księgi Hioba[6].

Hiob był prawym i sprawiedliwym człowiekiem. Mimo to spotkały go liczne nieszczęścia druzgocące jego pomyślność: utracił majątek, zginęły mu dzieci, dosięgła go choroba. Został także opuszczony przez przyjaciół. Oni to i ich rozmówca Elihu w oparciu o założenie, że Pan Bóg jest sprawiedliwy, usiłowali wmówić Hiobowi grzech – w ich przekonaniu na niewinnego człowieka nie mogłyby spaść takie cierpienia, stąd musiały być one karą za jego winy.

Hiob wierzył we własną niewinność, lecz nie potrafił zrozumieć swej niedoli.  W końcu zaczął buntować się przeciwko Bogu i zastanawiać, kim właściwie jest człowiek. „Ja” liryczne w Sonecie II Mikołaja Sępa Szarzyńskiego czyni to pytanie punktem wyjścia w rozważaniach: podejmuje próbę odpowiedzi na Hiobowe „dlaczego”.

Oparta na słowach Hioba próba zdefiniowania kondycji człowieka i określenia istoty Boga jest podstawą i uzasadnieniem pełnej zdumienia refleksji: oto Bóg pragnie od istoty tak nędznej jak człowiek miłości i czci:

I od takiego (Boże nieskończony,

          W sobie chwalebnie i w sobie szczęśliwie

          Sam przez sie żyjąc) żądasz jakmiarz chciwie

Być miłowany i chcesz być chwalony.

Oczekiwanie Wszechmogącego określone jest jako „jakmiarz chciwe”, czyli „prawie chciwe”. Nawiasem mówiąc, należy wspomnieć, że przysłówek „jakmiarz” występował w ówczesnej polszczyźnie niezwykle rzadko[7], natomiast przymiotnik „chciwy” oznaczał tyle co „spragniony” i nie był nacechowany pejoratywnie.

Zofia Głombiowska zwraca uwagę, że wiersz ten zawiera dwie skontrastowane ze sobą charakterystyki: człowieka i Boga[8]. Człowiek począł się we wstydzie, jego przyjściu na świat towarzyszyło ogromne cierpienie, żyje krótko, w dodatku „odmiennie, nędznie, bojaźliwie” – pośród sprzecznych wartości, w nędzy, lękając się o swój los. Natomiast Pan jest nieskończony, pełen chwały i szczęścia oraz samowystarczalny. W przeciwieństwie do istoty ludzkiej może żyć samoistnie, a życie człowieka to egzystencja cienia, która trwa dotąd, dokąd źródło światła (Bóg) zapewnia mu istnienie.

 Błoński myśli podobnie, zwracając uwagę poziom organizacji tekstu: wskazuje na opozycję między rozczłonkowaniem związków intonacyjnych pierwszej zwrotki, co jest znakiem niepewności towarzyszącej ludzkiej egzystencji, a drugą strofą, dotyczącą Boga, dającą się wypowiedzieć ekstatycznie, jednym tchem[9].

Podmiot liryczny sonetu nie pojmuje Boskiego żądania:

Dziwne są Twego miłosierdzia sprawy.

Tym sie Cherubim (przepaść rozumności)

Dziwi zdumiały i stąd pała prawy

Płomień, Serafim, w szczęśliwej miłości.

Boskie miłosierdzie jest „dziwne”, tzn. godne podziwu, ale też trudne do pojęcia[10]. Dlaczego Bóg – istota nieskończenie doskonała – potrzebuje nikczemnego człowieka? Łatwo zrozumieć, że niepełny człowiek pożąda Boga, ale odwrotnie? Czy to nie paradoks? „Dopiero paradoks – przekonuje Błoński – może złączyć, zszyć sprzeczności swym błyskawicowym ściegiem. Jakże bowiem nawiązać nić porozumienia między niedocieczonym Bogiem a ułomnie rozdwojonym człowiekiem[11]”?

Podmiot liryczny zdumiewa się tak bardzo, gdyż w tym oczekiwaniu zawiera się radosna nowina: skoro Stwórca formułuje takie pragnienie, musi darzyć człowieka ogromnym uczuciem i dostrzegać w jego nędzy wartość. Zdziwienie to wynika z tego, że kocha się wyłącznie coś ważnego, a człowiek jest jedną wielką i tragiczną nicością.

Dzięki trwaniu w Bogu tego rodzaju łaski istnieją Serafini, wyraziciele Bożej miłości. Obecność Stworzyciela objawia się w nich płomieniem dobra. Ogień ten oczyszcza ich i zbawia. Tą sytuacją zdziwieni są także Cherubini, choć oksymoron „przepaść rozumności” podkreśla nieograniczone możliwości ich poznania. Owe dwa anielskie chóry są zarazem niedoścignionym wzorem dla ludzkiej duszy, w której część uczuciowa (serce) powinna panować nad intelektualną – rozumem[12].

W stwierdzeniu, że nie można pojąć stosunku Boga do człowieka, ujawnia się przekonanie Sępowego bohatera, że Bóg miłuje, doświadczając. Im więcej cierpień i goryczy towarzyszy ludzkiej egzystencji, tym większe jest świadectwo niezasłużonej ze strony człowieka łaski.

Sprawiedliwy Pan byłby więc miłosiernie niesprawiedliwy? Bez wątpienia tak – stwierdza Błoński. To jedna z wpisanych w religię sprzeczności, która rozpala w bohaterze lirycznym Szarzyńskiego miłość ku Stwórcy – jako dowód, że stoi On poza wszelkim zrozumieniem[13]. Dlatego bohater Szarzyńskiego nie apeluje przeciwko krzywdzie, cierpieniu czy niesprawiedliwości społecznej. W ich istnieniu dostrzega rękę Opatrzności, która wyróżnia człowieka, wzbogacając jego duszę o nowe przeżycia. Mówiąc nieco inaczej, nie należy dziwić się nieszczęściom, które są nieodłącznym elementem położenia istoty ludzkiej, żyjącej „odmiennie, nędznie, bojaźliwie”. Trzeba natomiast zdumiewać się miłością Boga do człowieka.

„Sonet II” nie jest zbiorem religijnych stereotypów, choć takie może sprawiać wrażenie, jest pełnym zdumienia zatrzymaniem się nad tajemnicą stosunków Stwórcy do Stworzenia. […] Trzeba bowiem zdać sobie sprawę, że o miłości Boga do człowieka mówi sonet zatytułowany „Na one słowa Jopowe”, że to czytelnik Księgi Hioba, księgi o bezmiarze niezawinionego cierpienia, stoi przed Panem zadziwiony jego miłością, że słowa zdumienia nad tymi „sprawami miłosierdzia” Bożego wypowiada ktoś, kto wie, że Bóg miłujący i oczekujący miłości może czasem zażądać od człowieka aż Hiobowego heroizmu[14].

Według bohatera lirycznego Szarzyńskiego człowiek jest jednocześnie nędzny i wielki, marny i wyniesiony niesłychanie wysoko. Głombiowska ujmuje tę myśl następująco:

[…] cały utwór jest przede wszystkim wyrazem zdumienia nad człowiekiem, w którym łączy się w sposób niepojęty małość i wielkość, który jest wobec Boga tak marny i któremu jednocześnie miłość Boga przyznała rolę ogromną – Bóg pragnie, potrzebuje niejako ludzkiej miłości i czci[15].

Warto zastanowić się nad następującą kwestią: kto właściwie przemawia w przytoczonych strofach? Ton zwrotki jest całkowicie obiektywny. Indywidualne „ja” bohatera lirycznego Sępa w ogóle się nie ujawnia. Przemawiać może tu zatem jakikolwiek człowiek, everyman, rzecznik ludzkości lub cała ludzkość. Dzieje się tak zapewne dlatego, że wyraża on prawdy życiowe, które w sposób przekonujący można wyrazić w formie sentencjonalnej, bezosobowej[16].

Dopiero w końcowym dystychu utworu spoza zobiektywizowanej narracji ujawnia się osoba mówiąca. Takie rozszczepienie podmiotu wzmaga dramatyzm monologu lirycznego. Wypowiada się on w formie podmiotu zbiorowego. „My” liryczne przekształca swój lęk przed oczekiwaniami Boga w modlitwę, wyraźny apel ludzkości do Boga:

O święty Panie, daj, niech i my mamy

To, co mieć każesz, i Tobie oddamy!

Człowiek – cień, który jest całkowicie zależny od Bożej światłości – nie ma zdolności do samodzielnego spełnienia wymagań Stwórcy. Jest nieskończenie zły i słaby, Bóg zaś nieskończenie dobry i potężny, więc musi najpierw otrzymać moc i dobroć od Boga, by potem Mu je zwrócić i poświęcić. Nie ma innej drogi do wykorzystania tych wartości – sam by je zmarnował[17]. Między Bogiem a człowiekiem istnieje przepaść, która daje się wypełnić tylko łaską. Żądaniu Najwyższego odpowiada więc pełna żarliwości prośba człowieka, który nie odważy się podjąć próby zaspokojenia Jego oczekiwań dopóty, dopóki nie będzie do tego przygotowany odpowiednim wsparciem. Puenta Sonetu II jest więc jednym wielkim paradoksem: do Boga zanoszona jest prośba o to, aby dał człowiekowi część swojej chwały i miłości, zaś rola człowieka sprowadza się do zwrócenia Mu tych darów.


[1] Z. Głombiowska, Z rozważań nad tradycją horacjańską i biblijną w „Sonetach” Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, „Meander” 1982, nr 4-5, s. 226.

[2] Por. J.K. Goliński, Okolice trwogi. Lęk w literaturze i kulturze dawnej Polski, Bydgoszcz 1997, s. 193; K. Mrowcewicz, Czemu wolność mamy? Antynomie wolności w poezji Jana Kochanowskiego i Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, Wrocław 1987, s. 226.

[3] D. Śnieżko, Mikołaj Sęp Szarzyński, Poznań 1996, s. 51.

[4] J. Błoński, Mikołaj Sęp Szarzyński a początki polskiego baroku, wyd. 2 popr., Kraków 2001, s. 45.

[5] Z. Głombiowska, op. cit., s. 226.

[6] Zob. ibidem, s. 221-231.

[7] J. Krzyżanowski, Wstęp [do:] M. Sęp Szarzyński, Rytmy abo wiersze polskie oraz cykl erotyków, Wrocław 1973. BN I 118, s. XXXI.

[8] Zob. Z. Głombiowska, op. cit., s. 226.

[9] Zob. J. Błoński, op. cit., s. 80.

[10] D. Śnieżko, op. cit., s. 91.

[11] J. Błoński, op. cit., s. 127.

[12] D. Śnieżko, op. cit., s. 54.

[13] J. Błoński, op. cit., s. 125.

[14] Z. Głombiowska, op. cit., s. 230-231.

[15] Ibidem, s. 225.

[16] J. Błoński, op. cit., s. 149.

[17] Ibidem, s. 161.

Dodaj komentarz