Grób Agamemnona – interpretacja

Utwór Grób Agamemnona składa się aż z 21 sześciowersowych zwrotek, zorganizowanych w sekwencje rymów końcowych ababcc.

Dzieło to jest przykładem liryki bezpośredniej – wypowiada się w nim podmiot ujawniający się w pierwszej osobie liczby pojedynczej (mężczyzna zwiedzający grób). Poprzez apostrofy, np. skierowane do Polski, można rozpatrywać ten utwór także w kategoriach liryki zwrotu do adresata.

Inspirację Juliusza Słowackiego do napisania niniejszego wiersza stanowiła podróż do Grecji, podczas której miał on okazję zwiedzić m.in. ruiny starożytnych Myken. Oprócz tego na genezę utworu składa się fascynacja poety kulturą antyczną i znajomość Iliady Homera – w tym dziele jest wiele nawiązań do mitologii, ale też do historii Grecji. Wieszcz metaforycznie przedstawia los Polski, zestawiając go z przeszłością starożytnych Greków. Odnajduje podobieństwo między klęską powstania listopadowego a przegraną greckich żołnierzy z Macedończykami w 338 roku przed Chrystusem. W całość wpleciony jest motyw poety, jego roli oraz funkcji poezji (a zatem Grób Agamemnona wpisuje się także w nurt liryki autotematycznej). Utwór ma charakter głęboko refleksyjny – Słowacki zastanawia się nad przyczyną pozostawania Polski pod zaborami i eksponuje swoje zaangażowanie w sprawy ukochanego kraju.

Utwór pod względem tematyki można podzielić na dwie części – w pierwszej znajdują się przemyślenia na temat twórczości poetyckiej, do której przyczynkiem staje się oglądanie grobowca antycznego bohatera, króla Agamemnona. Drugą część stanowią rozważania o Polsce i działaniach Polaków – są to słowa zarówno krytyczne, oceniające, jak i przedstawiające wizję niepodległego państwa.

W początkowych strofach podmiot mówiący ujawnia się jako poeta. Opowiada o miejscu, w którym się znalazł, i uczuciach smutku, jakie w nim ono wywołuje.

Pojawiają się tu nazwy związane ze światem starożytnym, świadczące o znajomości podmiotu lirycznego antycznej kultury i historii. Lutnia jest instrumentem symbolizującym poetyckie natchnienie:

Niech fantastycznie lutnia nastrojona

Wtóruje myśli posępnéj i ciemnéj;

Bom oto wstąpił w grób Agamemnona,

I siedzę cichy w kopule podziemnéj,

Co krwią Atrydów zwalana okrutną.

Serce zasnęło, lecz śni. – Jak mi smutno!

O! jak daleko brzmi ta harfa złota,

Któréj mi tylko echo wieczne słychać!

Druidyczna to z głazów wielkich grota,

Gdzie wiatr przychodzi po szczelinach wzdychać

I ma Elektry głos – ta bieli płótno

I odzywa się z laurów: Jak mi smutno!

Cisza, pustka i zimno, pośród których słychać we wspomnieniach dźwięk harfy, skłania do porównania jej z promieniem słońca, przebijającego się do grobowca. Dalszy opis zwiedzania okazałego grobu jest także bardzo kunsztowny.

Poeta eksponuje swoje wrażenia zmysłowe i uwzniośla podziwiane miejsce za pomocą skojarzeń z mitologią – nawet sieć pająka wydaje się tutaj nicią Arachny. Wiele elementów przypomina artyście o twórczości jego wielkiego mistrza, Homera, będącej pisarstwem absolutnie nieśmiertelnym, tak wielowątkowym i wciąż inspirującym, że ciągle promieniującym nowymi sensami. Te rozważania doprowadzają podmiot liryczny do refleksji o nim samym – przyznaje się on do swojej niedoskonałości. Robi to za pomocą metafory – próba dotknięcia harfy jest nieudanym aktem kreacji:

I wyciągnąłem rękę na ciemności,

By ją ułowić i napiąć i drżącą

Przymusić do łez i śpiewu i złości

Nad wielkiem niczém grobów i milczącą

Garstką popiołów: – ale w mojém ręku

Ta struna drgnęła i pękła bez jęku.

Tak więc – to los mój na grobowcach siadać

I szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych.

To los mój senne królestwa posiadać,

Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych

Albo umarłych – i tak pełny wstrętu…

Na koń! chcę słońca, wichru, i tententu!

Ekspresyjne wykrzyknienia rozpoczynają drugą część utworu, dotyczącą ojczyzny bohatera wiersza. Metafora kłusowania poety zostaje przerwana przed Termopilami – tam Polak nie ma prawa wjechać, co jest skutkiem zaistniałych wydarzeń historycznych – klęski powstania listopadowego:

Lecę, a koń się na powietrzu kładnie –

Jeśli napotka grób rycerzy – padnie.

Na Termopilach? – Nie, na Cheronei

Trzeba się memu załamać koniowi,

Bo jestem z kraju, gdzie widmo nadziei

Dla małowiernych serc podobne snowi

Więc jeśli koń mój w biegu się przestraszy,

To téj mogiły – co równa jest – naszéj.

Mnie od mogiły termopilskiéj gotów

Odgonić legion umarłych Spartanów;

Bo jestem z kraju smutnego Ilotów,

Z kraju – gdzie rozpacz nie sypie kurhanów,

Z kraju – gdzie zawsze po dniach nieszczęśliwych

Zostaje smutne pół – rycerzy – żywych.

Duch Spartan może przegonić Polaka z Termopil, bo rozpacz nie była im znana. Niezwykle wymowna jest historia trzystu obywateli Sparty, którzy w 480 roku p.n.e. pod dowództwem Leonidasa bronili tego miejsca przed wojskami króla perskiego Kserksesa, walcząc aż do śmierci ostatniego żołnierza, z przyczyn honorowych – wiedzieli bowiem, że wojna jest już przegrana.

Sytuacja ta stała się w kulturze znakiem bohaterskiego męczeństwa. Cheroneja z kolei, w której klęskę ponieśli Grecy uciekający z pola bitwy, funkcjonuje jako symbol upadku państwa. Polacy – wciąż pełni wstydu i bez nadziei – nie mogą czuć się tak dumni jak Spartanie. Poeta przyznaje się, że w jego kraju utracono już wiarę i perspektywa wyzwolenia jest tylko marzeniem. Porównuje on rodaków do Ilotów, a więc Trojan-niewolników, którzy nie mają już własnego kraju. To bardzo gorzkie i krytyczne słowa.

Kolejne strofy przynoszą dalej sięgającą ocenę przyczyn utraty niepodległości – wina spada na szlachtę, ponieważ jej przyzwyczajenia hamowały postęp i uniemożliwiły demokrację. Zgubny wpływ tej warstwy społecznej na dzieje Polski został metaforycznie określony jako działanie koszuli mitologicznej Dejaniry, która spowodowała śmierć Heraklesa w męczarniach trwających wiele godzin:

O! Polsko! póki ty duszę anielską

Będziesz więziła w czerepie rubasznym,

Poty kat będzie rąbał twoje cielsko,

Poty nie będzie twój miecz zemsty strasznym,

Poty mieć będziesz hyjenę na sobie,

I grób – i oczy otworzone w grobie.

Zrzuć do ostatka te płachty ohydne,

Tę – Dejaniry palącą koszulę:

A wstań jak wielkie posągi bezwstydne,

Naga – w styksowym wykąpana mule,

Nowa – nagością żelazną bezczelna –

Nie zawstydzona niczém – nieśmiertelna.

Podmiot liryczny zwraca się bezpośrednio do Polski – wierzy w jej ideę, „anielską duszę”, która jest uwięziona, ale może zmartwychwstać po „kąpieli w styksowym mule”, a więc po doświadczeniu zniewolenia przypominającym śmierć.

Według niego ojczyzna może odzyskać wolność, gdy rodacy pozbędą się starych nawyków. Szlachta, dbająca głównie o własne potrzeby, zwłaszcza powiększanie majątku i rozrywki, musi czuć się odpowiedzialna za klęskę całego kraju. Osoba mówiąca dochodzi do wniosku, że ta warstwa społeczna – zamiast dbać o pozycję niegdyś silnej Polski – w nierozsądny sposób osłabiła pierwiastek narodowy, przejmując obce zwyczaje i maniery, a także tracąc swoją dumę. Poeta opowiada o tym obrazowo – przyrównuje dawną Rzeczpospolitą do pawia, a tę przegrywającą – do papugi:

Polsko! lecz ciebie błyskotkami łudzą;

Pawiem narodów byłaś i papugą;

A teraz jesteś służebnicą cudzą. –

Mimo surowej krytyki, na jaką zdobywa się poeta w tym utworze, nie zapomina on o własnych wyrzutach sumienia i przyznaje się do nich. Dręczy go fakt, że sam nie brał udziału w powstaniu listopadowym – podobnie zresztą jak wielu artystów, pozostających wówczas na emigracji, a namiętnie wzywających naród do zrywów:

Choć wiem, że słowa te nie zadrżą długo

W sercu – gdzie nie trwa myśl nawet godziny:

Mówię – bom smutny – i sam pełen winy.

Dalsze słowa można interpretować jednak jako odczytanie przez Słowackiego swojej misji. Uważa on, że historia daje mu szansę, by został naśladowcą Prometeusza. Może odkupić własne winy, mówiąc prawdę – budząc poprzez poezję trzeźwość umysłów rodaków i ich sumienie. Chce, aby jego twórczość motywowała do walki i czynów:

Boś ty, jedyny syn Prometeusza –

Sęp ci wyjada nie serce – lecz mózgi.

Choć Muzę moją w twojéj krwi zaszargam,

Sięgnę do wnętrza twych trzew – i zatargam.

Szczeknij z boleści i przeklinaj syna,

Lecz wiedz – że ręka przekleństw wyciągnięta

Nade mną – zwinie się w łęk jak gadzina,

I z ramion ci się odkruszy zeschnięta.

W zakończeniu utworu można znaleźć ślad nadziei i optymizmu, ponieważ poeta akcentuje szansę na odrodzenie się Polski – zjednoczonej i silnej, przypominającej solidną budowlę:

Niech ku północy z cichéj się mogiły

Podniesie naród i ludy przelęknie,

Że taki wielki posąg – z jednéj bryły,

A tak hartowny, że w gromach nie pęknie,

Ale z piorunów ma ręce i wieniec;

Gardzący śmiercią wzrok – życia rumieniec.

Dodaj komentarz