Sonet V. O nietrwałej miłości rzeczy świata tego – interpretacja

Ostatni utwór cyklu, Sonet V rozpoczyna się paradoksalną sentencją:

I nie miłować ciężko, i miłować

Nędzna pociecha […]

„Nie miłować ciężko” – bo miłość, na razie niedookreślona bliżej i traktowana bardzo ogólnie, jest przyrodzonym dążeniem i potrzebą człowieka. Ale „i miłować” też ciężko – do takiego sensu odsyła pierwszy wers. Tę trudną sytuację tłumaczy lektura kolejnej linijki sonetu, uzupełniająca przytoczone myśli o ważkie treści: życie człowieka jest trudne, gdy się nie kocha, ale zaspokajanie się na drodze miłości również jest „nędzną pociechą”.

Krzysztof Mrowcewicz dostrzega w tych słowach paradoks wolności i odczytuje je następująco: ciężko być niewolnym, ale też ciężko być wolnym[1]. Paradoks miłości przedstawia więc jako paradoks wolności. Żądze, czyli sfera woli, zwodzą umysł, który błądzi, nie odnajdując właściwego celu. O tym będzie jeszcze mowa.

Z kolei poeta Janusz Stanisław Pasierb zauważa tu dylemat podobny do Hamletowskiego „być albo nie być” – bohater liryczny Sępa wie bowiem, że cokolwiek wybierze, wybierze cierpienie[2].

Szarzyński bez wątpienia nawiązuje w początkowych słowach sonetu do jednej z fraszek Jana Kochanowskiego, w której czarnoleski poeta dokonał następującego przekładu fragmentu utworu Anakreonta:

           Ciężko, kto nie miłuje, ciężko, kto miłuje[3][…]

To nie wszystko. Sęp obudowuje początkową refleksję zdaniami podrzędnymi, które wieńczy antyteza:

[…] gdy żądzą zwiedzione 

Myśli cukrują nazbyt rzeczy one,

Które i mienić, i muszą się psować.

Sprawy doczesne, zobrazowane za pomocą doznań smakowych (cukier był w czasach Szarzyńskiego kosztownym rarytasem), choć kuszące, nigdy nie nasycą ludzkiego serca. Co więcej, prowadzą do… ruiny i rozpadu.

Miłując je, człowiek nie nasyci się nigdy, szybko dojdzie do przesytu. […] To nienasycenie jest istotą człowieka, który nigdy nie znajduje pełnej satysfakcji w tym, co kocha. Dlatego wędruje od wartości do wartości, sięga po dobra coraz większe – i jest coraz bardziej nienasycony[4].

Wypowiedź osoby mówiącej w tym utworze przypomina ton kaznodziei, który w pełni utożsamia się ze swym audytorium, chcąc wyjawić mu istotne prawdy o życiu. Dlatego też występuje tutaj zbiorowy podmiot liryczny i, w przeciwieństwie do Sonetu I czy Sonetu IV, nie zabiera głosu drugie, zindywidualizowane „ja”

Kolejną strofę buduje rozbudowane pytanie retoryczne. Podmiot liryczny wymienia rozmaite obiekty ludzkiej miłości, które tworzą aż pięć pokus życia doczesnego. Jan Błoński widzi tu słowa skierowane do grzesznych stronników „tego świata”, którzy odgrywają rolę „ty” lirycznego[5]. Osoba mówiąca dowodzi, że w doczesnym świecie brak dóbr, które mogłyby zaspokoić potrzeby człowieka: ani złoto, będące symbolem bogactwa, ani sceptr – oznaczający władzę, ani też sława, zapewniająca powodzenie i rozkosze w towarzystwie „pięknego oblicza” nie zaspokoją człowieczych potrzeb:

Komu tak będzie dostatkiem smakować

Złoto, sceptr, sława, rozkosz i stworzone

Piękne oblicze, by tym nasycone

I mógł mieć serce, i trwóg sie warować?

Wyliczenie to wskazuje na zachwyt naszego bohatera wielością, na jego żarliwe umiłowanie świata. Niestety, wszystkie te rzeczy rozpraszają go i wyobcowują z jego pierwotnej istoty. Stąd też zostają wymienione pośpieszne, niemal jednym tchem[6].

Wyliczenie przez podmiot liryczny wielu doczesnych wartości pochodzących z różnych sfer życia wskazuje na natłok dóbr ziemskich, stanowi wyraz lekceważenia osoby mówiącej dla ziemskich rzeczy. Folgowanie im rodzi jeszcze większe żądania.

Co więcej, stanowi także źródło zawodu, bo skazuje na niedosyt, a w końcu cierpienie. Sępowy bohater dowodzi, że nie są one warte ludzkich wysiłków; lepiej w ogóle nigdy ich nie dosięgnąć, gdyż uświadomienie sobie ich znikomości przyprawia o rozpacz.

Przywołane przez osobę mówiącą pojęcia trafnie charakteryzują postawę człowieka, który dąży przede wszystkim do samozaspokojenia i osiągnięcia stanu przyjemności. Taką też rolę wyznacza wobec siebie światu i ludziom.

Znamienne, że także i w drugiej zwrotce można dopatrzyć się nawiązania do twórczości Jana Kochanowskiego. Obecne w niej wyliczenie przypomina fragment fraszki O żywocie ludzkim[7]:

Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,

Wszystko to minie jako polna trawa[8].

Jednak Jan z Czarnolasu porządkuje rzeczywistość nie w kategoriach religijnych,  lecz rozumowych; szuka kompromisowych rozwiązań, które pozwoliłyby mu zachować wewnętrzną harmonię. Nade wszystko zaś – w przeciwieństwie do Szarzyńskiego – nie martwi się perspektywą wieczności. Sępowy bohater wyraźnie wskazuje powołanie człowieka, za które uważa miłość:

Miłość jest własny bieg bycia naszego […]

Za sprawą zawartej w tym zdaniu aliteracji dokonuje się zacieśnienie pojęciowe „biegu” i „bycia”[9]. Słowo „byt” nieprzypadkowo występuje tu zamiast „życia”. Miłość jest „własnym”, czyli właściwym celem istnienia człowieka. Stanowi istotę wszelkiego bytu, jego podstawową funkcję. „Bieg” odwołuje się do drogi, którą podąża człowiek, zmierzając ku zbawieniu. Pozostaje mu coraz mniej czasu, by wykazać się przed Bogiem, więc powinien on nie tyle podążać, kroczyć czy iść śladem wiodącym przez wiarę, co właśnie „biec”.

Wers ten przynosi wyraźną deklarację antystoicką[10]. Według zwolenników tej szkoły w świecie nie ma niczego godnego uczuć człowieka, więc należy zwalczać w sobie wszelkie emocje. Prawdziwy mędrzec jest obojętny, a tym samym szczęśliwy, bo nic nie wywołuje u niego reakcji emocjonalnych.

Podmiot liryczny wie, że umiłowanie skończonych rzeczy nie może zaspokoić namiętności, jaką jest miłość, gdyż pożąda coraz więcej piękna, a żadne ze stworzonych dóbr nie może jej nasycić, i pod tym względem zgadza się ze stoikami:

[…] z żywiołów utworzone ciało

              To chwaląc, co zna początku równego,

Zawodzi duszę, której wszystko mało […]

Ciało człowieka, dotknięte metafizyczną ślepotą, stworzone zostało z materii, toteż pragnie tego, co jest „równego”, czyli tego samego pochodzenia. Materia chwali więc materię. Potrzeby ciała są wyraźnie odgraniczone od potrzeb duchowych. Gdy zwyciężają, dusza ludzka cierpi, bo nie znajduje wówczas zaspokojenia.

Miłość do rzeczy nie jest więc miłością – wnioskuje podmiot liryczny. To doznanie nie tylko nigdy nie zaspokoi ludzkich potrzeb, lecz także skaże człowieka na jeszcze większy niedosyt.

W jakim więc kierunku powinna się zwracać miłość ludzi? Odpowiedź na to pytanie przynosi końcowy dystych sonetu:

Gdy Ciebie, wiecznej i prawej piękności,

Samej nie widzi, celu swej miłości.

Osoba mówiąca w ekstatycznym wołaniu zwraca się do Boga. Zwrot ten jest czymś więcej niż wskazaniem człowiekowi właściwej drogi – to także dowód wartościowania Stwórcy, które następuje we właściwym kierunku[11].

Sępowa teoria miłości jest maksymalistyczna i zarazem radykalna, gdyż zakłada absolutyzm celu: pragnienie duszy może zaspokoić tylko Absolut[12]. Niewątpliwie całkowicie zawęża czysto ludzkie patrzenie na świat, ponieważ miłość do Pana wyklucza miłość świecką.

Dopiero teraz okazuje się, że uznanie argumentacji zwolenników Zenona z Kitionu prowadzi do przyjęcia zupełnie innego wniosku, niż uczynili to uczniowie tej „szkoły”: skoro w ziemskiej rzeczywistości brak rzeczy, które warto kochać, trzeba zwrócić swe uczucia ku Bogu[13]. Dusza ludzka stanowi Boski pierwiastek w człowieku i zaspokoić ją może jedynie Stworzyciel, istota o tej samej naturze. Wyłącznie Jego doskonałość ma moc nasycenia człowieka. Puenta ta rozwiązuje dramat wypełniający trzy wcześniejsze strofy utworu. Tutaj też wreszcie pojawia się „ty” liryczne, którym jest Wszechmogący, w konsekwencji czego nieadresowane dotąd do nikogo, zawieszone w próżni rozmyślania sytuują się w kontekście modlitewnym[14]. W związku z tym, że materialność ludzkich pragnień nakazuje człowiekowi wielbić przemijające rzeczy, które przesłaniają Boga, jedyny przedmiot godny jego uczuć jawi się jako ktoś odległy i z tego względu przywoływany jest za pomocą rozpaczliwego pragnienia[15].

Sonet V mówi o dwóch typach miłości: miłości – żądzy świata widzialnego, będącej niespełnionym projektem pełni i prawdziwej miłości – pragnieniu Boga. Mrowcewicz dostrzega w zaprezentowanej tu wykładni ludzkiego życia echo platońskiej koncepcji miłości[16]. Dla platoników, którzy również wyróżniali dwa rodzaje miłości, miłość do stworzenia nie była przewinieniem, lecz raczej niedoskonałością[17]. Uważali ją za nieodłączną właściwość istnienia człowieka, przyrodzoną mu w ontologicznej strukturze bytu. Zgodnie z tym rozumowaniem człowiek pragnie piękna, dostępnego tylko dzięki miłości, kierując swoją uwagę na wszechobecną materię. Bohater liryczny Szarzyńskiego przedstawia ten problem jako dramat zmierzający do ostatecznego rozstrzygnięcia: albo Bóg, albo świat[18]. Jedynym bowiem autentycznym pięknem i doskonałością jest Stwórca – „wieczna i prawa piękność”.

Końcowa myśl sonetu przejrzyście ukazuje cel życia człowieka, który powinien polegać na miłosnym zjednoczeniu duszy ludzkiej z Bożą Opatrznością. Sępowy bohater pragnie bezkompromisowej służby, prowadzącej do samounicestwienia w Bogu.

Konieczne dla niego jest posiadanie „wiecznego i prawego”, a zarazem niedostępnego i nieskończonego obiektu uwielbienia – tym może być jedynie On. Idąc tą drogą, bohater liryczny Szarzyńskiego prowadzi swą duszę do transcendencji i już za życia ma okazję doświadczać stałości w mistycznym zjednoczeniu z Absolutem

Przeznaczeniem życia pobożnych jest miłość, osiągalna tylko w Bogu – tak można by w skrócie przedstawić sens tego liryku. Należy jednak podkreślić, że Sęp rozumie przez nią wyłącznie miłość w sensie teologicznym.


[1] Zob. K. Mrowcewicz, Czemu wolność mamy? Antynomie wolności w poezji Jana Kochanowskiego i Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, Wrocław 1987, s. 236.

[2] Por. J.S. Pasierb, Mikołaj Sęp Szarzyński, „Znak” 1967, nr 7-8, s. 969.

[3] J. Kochanowski, Z Anakreonta [w:] Fraszki, oprac. J. Pelc, wyd. 2 zmien., Wrocław 1991. BN I 163, s. 20.

[4] P. Urbański, Mikołaja Sępa Szarzyńskiego poetycki traktat o naturze i łasce, „Pamiętnik Literacki” 1994, R.85, z. 4, s. 19.

[5] J. Błoński, Mikołaj Sęp Szarzyński a początki polskiego baroku, wyd. 2 popr., Kraków 2001, s. 151.

[6] D. Śnieżko, Mikołaj Sęp Szarzyński, Poznań 1996, s. 64.

[7] J. Abramowska, Bycie w biegu, „Nurt” 1971, nr 11, s. 45.

[8] J. Kochanowski, O żywocie ludzkim [w:] Fraszki, op. cit., s. 4-5.

[9] Por. J. Błoński, Mikołaj Sęp Szarzyński: „Sonet I” [w:] Liryka polska. Interpretacje, red. J. Prokop i J. Sławiński, Kraków 1971, s. 47.

[10] Por. J. Abramowska, op. cit., s. 46.

[11] Por. J. Błoński, Mikołaj Sęp Szarzyński a początki…, op. cit., s. 143.

[12] A. Borowski, „Rytmy” Mikołaja Sępa Szarzyńskiego jako autoportret liryczny, „Pamiętnik Literacki” 1983, R. 74,   nr 3, s. 29.

[13] J. Abramowska, op. cit., s. 46.

[14] Ibidem, s. 46.

[15] Por. ibidem, s. 46.

[16] K. Mrowcewicz, op. cit., s. 217.

[17] Ibidem, s. 220.

[18] Ibidem, s. 220.

Dodaj komentarz