Śmierć jest więc dla Rolanda końcem ziemskiej wędrówki, bramą ku wieczności. Jako taka musi być więc odpowiednia, godna i dopełniona w sposób należyty. Będzie zaś taka jedynie poprzez zgodność z wiarą chrześcijańską oraz etosem rycerskim. Nieśmiało można tu wręcz zauważyć pewne podobieństwo do odprawienia ars moriendi przez Rolanda i poszukiwania chwalebnej śmierci przez starożytnych herosów. Obie te grupy martwiły się mniej o kres swojego życia, bardziej zaś o ideał za nim stojący. Śmierć nie była wtedy tak straszna, zapewniała bowiem przejście do innej rzeczywistości — lepszej i szczęśliwszej. Odpowiednio godna zapewniała zaś chwałę doczesną w pieśniach oraz pamięci potomnych.
Człowiek średniowiecza skierowany był swoim jestestwem ku Niebu. Nie postrzegał życia jako bezcelowego lub będącego celem samym w sobie. Dla niego stanowiło przejściowy stan, okazję do zasłużenia na wieczne szczęście u boku Chrystusa. Powodowało to, że koncepcje umartwienia czy śmierci zmieniały diametralnie swój wydźwięk. Koniec stawał się bramą ku ostateczności, jakby ostatnim akordem pobożnej melodii całego żywota. Dlatego tak bardzo pożądano pięknej śmierci, dającej pewność zbawienia i podziw potomnych. W rozumieniu spraw ostatecznych wyrażał się cały teocentryzm epoki — poszukiwanie Boga, który wszystko przenikał i do którego wszystko musiało prowadzić.