Rzecz dzieje się w domu greckokatolickiego Księdza po wieczornym posiłku w Zaduszki. Na stole płoną dwie świece, lampa oświeca obraz Marii Panny. Duchowny wraz z dziećmi przystępuje do modlitwy za dusze zmarłych.
Modlitwę przerywa jednak niespodziewane wejście do domu nieznajomego człowieka, Pustelnika. Dzieci są na poły przerażone, na poły rozbawione jego wyglądem, dostrzegają w nim trupa, upiora. Istotnie wygląda on niepokojąco: na głowie ma trawę i liście, jest blady, drży, jego ubrania – złożone kawałki różnych łachmanów, przystrojone wstążkami i paciorkami – są przemoczone. Gość od razu wyjawia swoją tożsamość: przekonuje, że jest trupem, człowiekiem umarłym dla świata, pustelnikiem. Ksiądz, nie dając wiary jego słowom, traktuje go życzliwie, prosi go, aby opowiedział coś o sobie, ma wrażenie, że skądś go zna. Pustelnik od początku swojej rozmowy z Księdzem czyni aluzje do swojej samobójczej śmierci, która nastąpiła trzy lata temu. Nastrój grozy potęguje burza z błyskawicami, które widać przez okno. Bohater sprawia wrażenie obłąkanego: mówi do samego siebie, ignorując obecność domowników, śpiewa. Zwraca się do bliżej nieokreślonej ukochanej i wygłasza niepokojący sąd:
Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy,
I noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.
Ksiądz proponuje mu, aby usiadł, odpoczął, uspokoił się. Pustelnik zarzuca Księdzu niezrozumienie, opowiada o ogniu swojej miłości, która wypala go i nigdy się nie kończy. Jedno z dzieci śmieje się z jego marnego wyglądu. Wówczas Pustelnik ostrzega je przed wyśmiewaniem nieszczęśliwych ludzi. Sam kiedyś szydził z kobiety, która jak on błąkała się samotnie po wsi, a teraz znalazł się w podobnym położeniu. Przypuszcza nawet, że jego obecna sytuacja może być karą Bożą za brak wrażliwości na ludzkie cierpienie. W tym momencie zaczyna własną opowieść. Czyni aluzje do swoich lektur: Nowej Heloizy Jana Jakuba Rousseau i Cierpień młodego Wertera Johanna Wolfganga Goethego, które uformowały jego model miłości. Zgodnie z jego przekonaniem ból wywołany nieszczęśliwym uczuciem może ukoić tylko śmierć:
Tylem wytrwał, tyle wycierpiałem,
Chyba śmiercią bole się ukoją
Ksiądz jest oburzony formułowaniem takich sądów. Odwołuje się do argumentów religijnych, przypominając wartości chrześcijańskie.
Tymczasem rozpoczyna się godzina dziewiąta wieczorem, godzina miłości – płoną trzy świece. Bohater dziwi się swoim uczuciom: zastanawia się, dlaczego pokochał kobietę, której serce należało do innego mężczyzny, dlaczego jego wybór padł właśnie na nią, skoro jest tak wiele kobiet.
Przyczyną tego, że wykształcił w sobie taki a nie inny model miłości, są wymienione wcześniej „książki zbójeckie”, czyli Nowa Heloiza i Cierpienia młodego Wertera. To one sprawiły, że zaczął żyć marzeniami o idealnej kochance, kobiecie-anielicy i doskonałej, wiecznej miłości, polegającej na „komunii” dusz. Konfrontacja tych pragnień z rzeczywistością okazała się bardzo brutalna:
Szukałem, ach! Szukałem tej boskiej kochanki,
Której na odsłonecznym nie bywało świecie,
Którą tylko na falach wyobraźnej pianki
Wydęło tchnienie zapału,
A żądza swoje własne przystroiła kwiecie.
[…]
I znalazłem ją na koniec!
Znalazłem ją blisko siebie,
Znalazłem ją!… ażebym utracił na wieki!
Poszukiwanie nieosiągalnego ideału sprawiło, że ulokował swoje uczucia w niewłaściwej osobie: kobiecie, która nie była wolna.
Ksiądz, słysząc te wynurzenia, jest zmartwiony smutnym położeniem swojego rozmówcy. Przyjmuje postawę racjonalisty i stwierdza, że doświadcza on choroby. Dzieci śmieją się z jego wynurzeń, jednak ojciec tłumaczy im: Nie śmiejcie się! to człowiek bardzo biedny, chory. […] Zdrów na twarzy, lecz w sercu ma głębokie rany.
Nagle Pustelnik przerywa swą opowieść i informuje Księdza, że na zewnątrz, nie opodal domu, znajduje się jego przyjaciel. Gospodarz wyraża swoją otwartość na przyjęcie gościa. Pustelnik wychodzi i wraca po chwili, ciągnąc za sobą gałąź jodły, którą nazywa swoim bratem. Ową jedlinę ukazuje Księdzu jako gałąź cyprysu, którą otrzymał od ukochanej podczas ostatniego spotkania. Patrząc na swojego „brata”, pełen bólu wspomina utraconą miłość. Ksiądz próbuje wyjaśnić mu sens jego cierpienia, odwołując się do dogmatów kościelnych:
Uspokój się, uspokój! Przyjm słowo pociechy!
Ach, tak okropne bole, moje dziecię,
Za twe na ziemi jakieżkolwiek grzechy
Przyjmie w rachunku Bóg na tamtym świecie!
Pustelnika jednak nie przekonują jego argumenty. Uważa on, że jego miłość pochodzi od Boga i połączyła go na wieki z ukochaną:
Ten sam Bóg stworzył miłość, który stworzył wdzięki.
On dusze obie łańcuchem uroku
Powiązał na wieki z sobą!
Wyraża on nadzieję na połączenie z ukochaną w życiu wiecznym. Dalej wspomina ostatnie spotkanie z kobietą, kiedy oznajmił jej, że nazajutrz musi wyjechać. Słowa jej pożegnania brzmiały: Bądź zdrów i Zapomnij! Przy okazji opisuje jej wygląd zewnętrzny i pocałunki:
Najpiękniejsza, jak aniołek raju,
Najpiękniejsza ze wszystkich dziewica,
Wzrok niebieski, jako słońce w maju,
Odstrzelone od modrych wód lica.
Pocałunek jej, ach, nektar boski!
Jako płomień chwyta się z płomieniem,
Jak dwóch lutni zlewają się głoski
Harmonijnym ożenione brzmieniem.
W pierwotnej wersji po tym opisie następowało porównanie pocałunku ukochanej Pustelnika do przyjęcia pierwszej komunii, jednak został on usunięty przez cenzora, którym był wówczas Joachim Lelewel. Sam Mickiewicz uważał tę strofę za najpiękniejszą w całym utworze.
Ksiądz, chcąc pocieszyć swojego interlokutora, posługuje się metodą komparatystyczną i mówi o własnym cierpieniu:
Młodzieńcze, ja głęboko czuję, co cię boli!
Lecz słuchaj, są tysiące biedniejszych od ciebie.
Ja sam już nie na jednym płakałem pogrzebie.
Po ojcu i po matce już mówię pacierze,
Dwoje małych dziateczek aniołkami w niebie;
Ach, i moja wspólniczka szczęścia i niedoli,
Małżonka moja, którą kochałem tak szczerze!…
Zmarło mu wielu bliskich – ojciec, matka, a nawet żona i dwoje dzieci. Pustelnik, słysząc te słowa, ironicznie wypowiada się o małżeństwie:
Słuchaj! przyjmij pociechę, małżonku strapiony,
Żona twoja przed śmiercią już była umarłą!
[…]
Gdy na dziewczynę zawołają: żono!
Już ją żywcem pogrzebiono!
Wyrzeka się przyjaciół, ojca, matki, brata,
Nawet… słowem, całego wyrzeka się świata,
Skoro stanęła na cudzym progu!
W ten sposób wyraża swoją rezygnację i bezsilność wobec sytuacji, w której sam kiedyś się znalazł: kobieta, którą kochał, należała do innego, w związku z czym musiała zerwać z nim wszelkie kontakty.
Pustelnik opisuje trzy rodzaje śmierci. Pierwsza z nich to śmierć pospolita, będąca konsekwencją starości lub choroby. Druga jest od niej gorsza, polega na rozłączeniu kochanków. Trzecia natomiast to śmierć, o której jest mowa w Biblii: śmierć wieczna spowodowana grzechami. Bohater, doświadczywszy śmierci polegającej na rozłączeniu kochanków, obawia się także śmierci wiecznej:
Tą śmiercią może ja umrę, dzieci;
Ciężkie, ciężkie moje grzechy!
Słuchając Pustelnika, Ksiądz wyraża chrześcijańskie poglądy i w ich świetle komentuje życie rozmówcy:
Przeciwko światu i przeciwko sobie
Cięższe twoje, niżeli przeciw Bogu, grzechy.
Człowiek nie jest stworzony na łzy i uśmiechy,
Ale dla dobra bliźnich swoich, ludzi.
Zapomnij o swym proszku, zważ na ogrom świata.
Ta myśl wielka pomniejsze zapały przestudzi.
Sługa Boży pracuje do późnego lata,
Gnuśnik tylko zawczasu zamyka się w grobie,
Nim go Pan trąbą straszliwą przebudzi.
Ksiądz uważa zatem, że Pustelnik, nieustannie i bezproduktywnie przeżuwając swoje cierpienie, krzywdzi samego siebie, gdyż z tego powodu jego ból nie ma końca.
Wskazuje mu drogę: zapomnienie o nieszczęśliwej miłości (proszku) i działalność dla dobra bliźnich, realizowanie się w życiu mimo wszystko – tylko taka postawa stwarza perspektywę wiecznego życia. Jednak Pustelnik szydzi z rad Księdza – choć takie same wskazówki otrzymał od Maryli, kiedy widzieli się po raz ostatni. W prześmiewczym tonie wypowiada się także o ideałach miłości do ojczyzny i nauk (hasłach bliskich Towarzystwu Filomatów). Nie może przyjąć argumentacji Księdza, bo można kochać tylko raz, a poza swoją miłością nie widzi on żadnej konstruktywnej wartości:
[…] jedna tylko iskra jest w człowieku,
Raz tylko w młodocianym zapala się wieku.
Ksiądz po raz kolejny wykazuje się empatią względem Pustelnika. Rozumie, że jego miłość wynikała nie tylko z fascynacji fizycznej kobietą, gdyż jego Maryla była szlachetna. W związku z tym sugeruje mu, że powinien naśladować tę niebiańską istotę:
O nieszczęśliwy zapaleńcze młody!
W żalach, które tak mocno zraniona pierś jąka,
Że nie jesteś zbrodniarzem, odkrywam dowody;
I że piękność, za którą twój rozum się błąka,
Nie z samej tylko powabna urody.
Jak z zapałem kochałeś, tak naśladuj godnie
Myślenia i uczucia niebieskiej istoty.
Gustaw wspomina, że utrwalił oblicze ukochanej na obrazku, jednak osoby, którym go pokazywał, nie okazywały większego zainteresowania, nie potrafiły dostrzec w jej fizjonomii piękna duszy. Pustelnik do tej pory wielbi Marylę, kontemplując swój konterfekt. Przedmiot ten zastępuje mu ją w codziennym życiu. Bohater żyje w taki sposób, jakby jego wybranka była cały czas z nim:
Czyli słońce światu płonie,
Czy noc wciąga szatę ciemną;
Jej wyglądam, za nią gonię,
Zawsze przy mnie, lecz nie ze mną.
Monomania – nieustanne myśli o kochance – nie opuszczają go nawet we śnie.
W dalszej części monologu, z rzadka przerywanego wypowiedziami Księdza, Pustelnik opowiada historię bogacza, który za życia był bezwzględnym lichwiarzem, nieczułym na nieszczęście ludzi z najbliższego otoczenia: wdowy i sieroty. Po śmierci pokutuje za grzechy i jako mały robaczek prosi o modlitwę. Jego dusza została zaklęta w kantorku – biurku znajdującym się w domu Księdza. W meblu tym bogacz przechowywał przed laty pieniądze.
Tymczasem zegar wybija godzinę dziesiątą, godzinę rozpaczy. Towarzyszą temu złowieszcze znaki: pieje kogut, bez wyraźnej przyczyny gaśnie jedna z trzech świec. Pustelnik ujawnia swą tożsamość: ma na imię Gustaw i jest dawnym uczniem Księdza. Oskarża swego nauczyciela, mówiąc: Ty mnie zabiłeś! – ty mnie nauczyłeś czytać!, ponieważ do zguby doprowadziła go lektura książek o nieszczęśliwej miłości. Ksiądz nie rozumie jego zarzutów, wyjawia:
Kochałem cię jak syna! […]
Ach! o nic nie prosiłem Boga,
Jak abym cię raz jeszcze na życiu obaczył!
Gustaw opowiada o swej niedawnej wizycie w domu rodzinnym. W niczym nie przypomina on obrazu utrwalonego w jego pamięci – niegdyś pełen życia dziś jest opuszczoną, przerażającą ruderą. Smutny rozdźwięk między dzieciństwem a teraźniejszością potęguje świadomość, że kiedyś miał wielu przyjaciół, był otoczony ludźmi, a teraz jest całkowicie samotny. Wspomina także swoje pierwsze spotkanie z ukochaną, beztrosko spędzony czas, wspólne lektury Rousseau, co boleśnie kontrastuje z odwiedzeniem tych samych miejsc w obecnej sytuacji: wprawdzie nic się nie zmieniło, ale nie ma tam jego wybranki.
Dalej bohater przypomina swoje rozstanie z ukochaną i mówi o jej weselu z innym mężczyzną. Uroczystość, której stał się mimowolnym świadkiem, była dla niego prawdziwą męczarnią. Chciał nawet wtargnąć pomiędzy bawiących się ludzi, ale zmysły odmówiły mu posłuszeństwa i padł nieprzytomny nieopodal miejsca, gdzie organizowane było przyjęcie. Jego wybranka poślubiła człowieka znacznie od niego bogatszego i wysoko urodzonego. Przewartościowuje zatem swój obraz Maryli, dochodząc do wniosku, że ta, w której widział anioła, była zwykłą marą, pożądającą dóbr materialnych i wysokiego stanowiska, i to zadecydowało, że odrzuciła go na rzecz innego człowieka:
Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!
Postaci twojej zazdroszczą anieli,
A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!…
Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!
I honorów świecąca bańka, wewnątrz pusta!
Mimo to nadal nie przestaje jej kochać.
Jednocześnie nabywa świadomości, że sam przywiódł się do zguby: ukochana nie dawała mu żadnych nadziei na odwzajemnienie uczucia:
I gdzież są jej przysięgi, jakie obietnice?
Miałemże od niej choć przez sen nadzieję?
Nie! nie! sam urojone żywiłem mamidła,
Sam przyprawiałem jady, od których szaleję!
Po cóż ta wściekłość? jakie do niej prawa?
Z kolei Gustaw nie dążył do wzajemności, nie walczył o ukochaną – w pełni wystarczyło mu samo przebywanie w jej towarzystwie:
[…] nigdym śmiałymi nie zgrzeszył zapędy,
Nie prosiłem, ażeby była mnie wzajemną:
Prosiłem tylko o maleńkie względy.
Bohater z rozpaczą mówi o swojej samotnej śmierci i braku zrozumienia u ludzi:
Kamienni ludzie! wy nie wiecie,
Jak ciężka śmierć pustelnika!
Konając patrzy na świat, sam jeden na świecie!
Nikt, łącznie z jego ukochaną, nie okazywał żałoby po jego śmierci.
Pustelnik zachowuje się jak obłąkany; mówiąc o swoich emocjach, wpada w coraz większy obłęd, aż w końcu przebija sztyletem własną pierś. W tym samym momencie mija godzina jedenasta – godzina przestrogi. Znowu pieje kur, gaśnie druga świeca. Gustaw czyni aluzje do swojego stanu: jest duchem i tylko symbolicznie powtórzył gest samobójstwa. Przerażonego Księdza uspokaja następującymi słowami:
Zbrodnia taka nie może popełniać się co dzień,
Daj pokój próżnej obawie;
Stało się – osądzono – tylko dla nauki
Scenę boleści powtórzył zbrodzień.
Ich sens jest identyczny z przesłaniem wiersza Upiór: samobójca nie zyskuje zbawienia, po śmierci wraca co roku na ziemię jako duch-powrotnik i ponownie doświadcza cierpień, które przywiodły go do odebrania sobie życia.
Wreszcie Ksiądz spostrzega, że jego dawny uczeń nie wygląda jak człowiek:
Czego stoisz jak martwy? zaglądasz na stronę?
Ach, oczy!… przebóg, jakby bielmem powleczone!
Puls ustał… ręce twoje zimne jak żelazo!
Pustelnik wyjaśnia cel swojej wizyty: przyszedł prosić Księdza o modlitwę, gdyż pamiętał, że jego dawny nauczyciel wraz ze swoimi dziećmi zawsze modlił się za dusze zmarłych. Gustaw pyta Księdza, dlaczego ten nie odprawia obrzędu dziadów. Duchowny tłumaczy mu, że misterium to ma rodowód pogański:
Ta uroczystość ciągnie z pogaństwa początek;
Kościół mnie rozkazuje i nadaje władzę
Oświecać lud, wytępić resztki zabobonu.
Gustaw w odpowiedzi na te wyjaśnienia zarzuca Księdzu zbyt racjonalistyczny sposób patrzenia na świat i wzywa ducha zaklętego w kantorku. Głos z kantorka prosi o modlitwę. Dopiero w tym momencie Ksiądz spostrzega, że Pustelnik jest upiorem. Gustaw prosi go o modlitwę za zmarłych i pamięć o nim samym. Wyraża także swoje przekonanie, że kiedy jego ukochana umrze, będzie mógł połączyć się z nią na zawsze w niebie. Według niego „dusze bliźniacze” poszukują się podczas ziemskiej wędrówki i łączą dopiero w życiu wiecznym.
W końcu zegarek wybija godzinę dwunastą. Kur pieje po raz trzeci, gaśnie lampa. Gustaw znika, wypowiadając znamienne słowa:
Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według Bożego rozkazu:
Kto za życia choć raz był w niebie;
Ten po śmierci nie trafi od razu.
Pustelnik znalazł swoją bliźniaczą duszę jeszcze w czasie doczesnego życia, a więc zanim osiągnął doskonałą wieczność, w czasie wcześniejszym, niż przeznaczył mu to Bóg. Ponieważ przeżył szczęście dane tylko tym, którzy są w niebie, musi pokutować cierpieniem, mając nadzieję, że po śmierci ukochanej będzie mógł się z nią połączyć na zawsze.
Ostatni fragment monologu Gustawa jest dodatkowo wzmocniony przez wtórujący mu głos chóru.