Samotność to kolejny wiersz księdza Twardowskiego, pochodzący z tomiku Znaki ufności. Znów nieregularny w budowie, stychiczny, o różnej długości wersów. Ma charakter modlitwy, zaimki „Cię”, „Ty”, pisane wielką literą świadczą o tym, że podmiot liryczny zwraca się w osobistej modlitwie do Boga.
Poeta wybrał do konstrukcji swojego utworu – prośby do Boga znany z barokowych wierszy konceptualnych zabieg stylistyczny: zaczął od wyliczenia rzeczy, o które nie prosi – składają się one na zdecydowaną większość utworu – by spuentować krótko, jaka jest jedyna i najważniejsza prośba. Prośba o samotność, już sama w sobie wydaje się paradoksalna i nietypowa, ale kolejnym elementem zaskoczenia, jaki wprowadza podmiot liryczny, jest właśnie wyliczenie tych różnych rodzajów samotności, o które nie prosi. Twardowski stworzył tym samym rozległą panoramę różnych rodzajów ludzkiego uczucia i doświadczenia, jakim jest samotność. Podzielił ją na trzy rodzaje: najprostszą, trudniejszą i prawdziwą. Cały wiersz ciąży ku tej ostatniej samotności, o którą prosi podmiot liryczny – człowiek głęboko wierzący. Ostateczne prośba jest więc punktem kulminacyjnym w budowie tego utworu.
Dzieląc zatem wiersz na trzy części – trzy rodzaje samotności – możemy się im dokładniej przyjrzeć i przeanalizować:
Nie proszę o te samotność najprostszą
pierwsza z brzega
kiedy zostaję sam jeden jak palec
kiedy nie mam do kogo ust otworzyć
nawet strzyżyk cichnie choć mógłby mi ćwierkać przynajmniej jak pól wróbla
kiedy żaden pociąg pospieszny nie spieszy sie do mnie
zegar przystanął żeby przy mnie nie chodzić
od zachodu słońca cienie coraz dłuższe
„Najprostsza” z rodzajów samotności, okazała się tutaj paradoksalnie bardzo trudną do zniesienia. Wersy zaczynające się od anafory „kiedy” informują bowiem o dotkliwym doświadczeniu pozostania bez drugiej osoby, braku ludzi, z którymi można by chociażby porozmawiać, braku posiadania osoby, która na przykład przyjeżdża w odwiedziny. Człowiek w takim poczuciu opuszczenia ma wrażenie, że nawet z zawsze zdawałoby się bliskimi zwierzętami nie może nawiązać kontaktu („nawet strzyżyk cichnie”). Taka samotność zdaje się ciągnąć w nieskończoność („nawet zegar przystanął”). Jak dowiemy się z kolejnej części utworu, istnieje jeszcze gorszy rodzaj samotności, znany dziś powszechnie, podawany czasem nawet przez specjalistów jako czynnik wywołujący stany depresyjne, zwany samotnością w tłumie:
nie proszę o tę trudniejszą
kiedy przeciskam się przez tłum
i znowu jestem pojedynczy
pośród wszystkich najdalszych bliskich
Antyteza „najdalsi bliscy” podkreśla wyobcowanie bycia wśród ludzi, którzy teoretycznie mogliby być kimś bliskim. Podmiot liryczny zwrócił uwagę na dobrze znany problem, opisywany często przez polskich poetów w drugiej połowie XX wieku (np. u Mirona Białoszewskiego w utworze „ja stróż latarnik…”). Otoczenie ludźmi, ciągłe ich spotykanie i fizyczna bliskość, nie musi oznaczać relacji z nimi, a może wręcz paradoksalnie pogłębiać poczucie bycia zupełnie samotnym.
Sugerując się stopniowaniem, jakiego zaczął dokonywać od początku utworu podmiot liryczny, możemy wnioskować, że ostatni rodzaj samotności – ten, o który prosi modlący się, jest najtrudniejszy. Podmiot liryczny określił jednak tę samotność zaskakująco, jako tę „prawdziwą”:
proszę Ciebie o tę prawdziwą
kiedy Ty mówisz przeze mnie
a mnie nie ma
Zakończenie wiersza świadczy o głębokiej pokorze i chęci oddania się Bogu. Możemy na podstawie tych słów utożsamiać podmiot liryczny z kapłanem, a więc człowiekiem, który ma nieść Boga, ale nie dominować swoją osobą. Podobną prośbę skierował podmiot liryczny wiersza Przezroczystość, pochodzącego z późniejszego tomu Poezji wybranych:
Modlę się Panie żebym nie zasłaniał
był byle jaki ale przezroczysty
(…)
aby już Ciebie tylko było widać
Po raz kolejny w poezji Twardowskiego, czytelnik zobaczył piękne i proste świadectwo jego wiary. Powyższą analizę dobrze dopełnia mocno teologiczna, duchowa interpretacja ostatnich słów Samotności, proponowana przez Kopcińskiego: „Utrzymany w formie modlitewnej prośby wiersz Samotność nie kryje dramatu wiary – raczej zgodę na to, co człowiekowi daje jego Stwórca. W poezji Twardowskiego zgoda taka nigdy nie jest punktem dojścia, lecz punktem wyjścia. Kiedy człowiek przestaje z Bogiem walczyć, zauważa, jak wiele rzeczy i spraw w jego życiu tłumi Bożą obecność. Jedną z najważniejszych praktyk duchowych, stawiających sobie za cel „zrobienie Bogu miejsca”, jest w chrześcijaństwie odosobnienie. Podmiot liryczny wiersza nie mówi jednak o odosobnieniu (np. w zakonnej celi), lecz o samotności, czyli formie życia wśród ludzi.” [J. Kopciński, Przeszłość to dziś, Warszawa 2008, s. 235.]