Miłosierdzie gminy – streszczenie

Maria Konopnicka to jedna z ważniejszych polskojęzycznych pisarek przełomu XIX i XX wieku. W swojej twórczości poruszała współczesne sobie problemy społeczne oraz tematykę patriotyczną. Jej opowiadanie, pt. Miłosierdzie gminy jest gorzką refleksją na temat sumienia zbiorowości oraz tego, że każda dobroczynność powinna wynikać z odruchu serca, a nie – jak to niestety najczęściej się przydarza – z chęci wyróżnienia się, bycia postrzeganym przez innych w odpowiedni sposób, albo po prostu czystego zysku. Żeby zbudować zdrowe i dobrze prosperujące społeczeństwo, najpierw musimy popracować nad samymi sobą. 

Miłosierdzie gminy – streszczenie krótkie

Miłosierdzie gminy Marii Konopnickiej to krótki utwór w ironiczny sposób obnażający ludzką dobroczynność, która bardzo często podszyta jest nie rzeczywistymi dobrymi intencjami, ale szeroko rozumianym własnym interesem. Pewna gminna społeczność słynie z dobroczynności na rzecz ludzi potrzebujących pomocy. Na jednym z zebrań gminy zostaje podniesiona kwestia Kuntza Wunderliego, starca, nad którym ktoś musi przejąć opiekę, oczywiście za odpowiednią zapomogą ze strony urzędu.

Rozpoczyna się licytacja, w którym sam Kuntz Wunderli traktowany jest coraz bardziej jak przedmiot, a jego wartość coraz bardziej jest zaniżana przez ludzi, którzy boją się, że będzie większym ciężarem niż pomocą w ich gospodarstwach domowych. Nawet syn Wunderliego, obecny na sali, nie jest w stanie wylicytować odpowiedniej kwoty i wziąć ojca do siebie. To krótkie opowiadanie pokazuje wyraźnie to, jak bardzo nasza dobroczynność jest czasami tylko fasadowa i powierzchowna. Ludzie lubią mówić o pomocy innym, są święcie przekonani, że taka pomoc jest potrzebna, ale kiedy tylko to od nich wymaga się tej pomocy, bardzo często potrafią wynaleźć tysiące powodów, byle tylko nie wziąć na siebie odpowiedzialności. 

Miłosierdzie gminy – streszczenie szczegółowe

Akcja opowiadania rozpoczyna się pewnego mglistego poranka, kiedy niewielka grupa ludzi tłoczy się pod wejściem do kancelarii gminnej, gdzie oczekiwano rychłego przybycia radcy Storcha. Sam radca nie spieszył się do rozpoczęcia tego dnia pracy i wypełniania swoich obowiązków, zatrzymując się w kawiarni na niezobowiązującą pogawędkę z sędzią. W końcu jednak dotarł do kancelarii i wpuścił do środka zebranych ludzi. Niektórzy z nich rzeczywiście mieli różne interesy do załatwienia, inni natomiast przyszli jedynie w celach obserwacyjnych i w nadziei, że tego dnia wydarzy się coś ciekawego lub ekscytującego.

Na początku radca Storch wygłosił mowę, w której podsumował i pochwalił dobroczynność, która panowała w gminie i pośród jej obywateli. Następnie poprosił woźnego, by ten wprowadził na salę osobę, która tym razem miała doświadczyć dobroczynności gminy. Osobą tą okazał się Kuntz Wunderli, staruszek, któremu groziła bezdomność i który nie miał żadnych perspektyw życiowych, ponieważ fizycznie nie nadawał się już do dalszej pracy w zawodzie tragarza. Radca ogłosił, że ktoś z gminny powinien przyjąć Wunderliego pod swój dach, a gmina oczywiście wykaże się wobec takiej osoby wsparciem finansowym. Członkowie społeczności patrzyli jednak na starca niepewnie, a wręcz z pewnego rodzaju pogardą. Każdy myślał tylko o tym, czy mężczyzna będzie w stanie w jakikolwiek sposób przydać im się w gospodarstwie domowym. Nie chcieli dokładać sobie problemów.

Kuntz Wunderli próbował przekonywać, że jest jeszcze wystarczająco silny, by zadbać o samego siebie, a nawet wykonywać lżejsze prace domowe, lecz jego postura, a także zniszczone ubranie przeczyły jego słowom. Wyglądał na bardzo schorowanego starego człowieka u kresu sił. W zamieszaniu dostrzegł jednak w tłumie swojego własnego syna, co bardzo go wzruszyło i upewniło w tym, że przynajmniej on na pewno weźmie go pod opiekę.

Rozpoczęła się licytacja kwoty, za którą poszczególni obywatele gotowi byliby wziąć Wunderliego pod swój dach. Wśród licytujących jest również syn starca, lecz nie jest on w stanie przebić oferty ludzi ciągle zaniżających ofertę. Wunderli zmuszony jest słuchać tego, jak jego wartość liczona we frankach z minuty na minutę maleje. Licytację wygrywa mężczyzna o nazwisku Todi-Mayer. Chwilę później jednak okazuje się, że ubranie, które Wunderli nosi nie należy wcale do niego, co zmusza wszystkich do tego, by rozpocząć całą licytację od nowa. Starzec ze smutkiem godzi się na swój los, w którym traktowany jest jak przedmiot.