Wiersz napisany przez poetę Józefa Barana porusza tematykę refleksyjno-egzystencjalną. Podmiot liryczny poszukuje tytułowej „Najkrótszej definicji życia”. Utwór pochodzi z tomiku wydanego w 2015 roku tomiku „Szczęście w czapce niewidce i 99 nowych wierszy”. Egzystencja człowieka zostaje ukazana jako pęd ku śmierci. Pokazanie życia jako drogi ku śmierci, bezsensownego biegu. Taką wizję życia prezentuje wielu powojennych poetów. Sądzę, że wynika to z poczucia pędu, który nie przynosi ukojenia. Nie ma czasu na zatrzymanie, przemyślenie swoich wartości.
Autor za pomocą białego utworu w czterech strofach opisuje życie człowieka. Za pomocą urwanych, przypominających wiersz różewiczowski wersów podkreśla pęd, jaki dominuje aktualnie w ludzkiej egzystencji. Forma utworu jest pozbawiona wszelkich znaków „przystankowych i interpunkcyjnych, stąd przypomina formę stosowaną przez Tadeusza Różewicza. Poeta uważał, że klasyczne myślenie o poezji i estetyce przeminęło wraz z okrucieństwami II wojny światowej. Po tym niemożliwe jest ponownie pisać wiersze tak, jak robił to Tuwim czy Mickiewicz. Wyraz temu dawał oszczędnej formie, tutaj zastosowanej przez Józefa Barana. Bezosobowość podmiotu lirycznego oraz jednokrotne użycie formy mnogiej („pochłaniających nas”) nadaje uniwersalny charakter.
Życie według poety jest jedynie biegiem, przez co chwile stają się nieuchwytne. „Cały czas / mieć / zajęty czas”. Nie ma opcji na przemyślenie życia, egzystencji, zatrzymanie się. Ciągle coś się dzieje, przez co jakość takiego funkcjonowania jest raczej niska. Autor wskazuje, że takie życie staje się byle jakie. Przypomina ono to, o czym mówiła Wisława Szymborska w „Życiu na poczekaniu”. Działanie jest bez namysłu, nie ma dużego znaczenia — najważniejsze, by pędzić. Wiersz krytykuje takie podejście, ponieważ prędzej czy później przychodzi moment, gdy człowiek traci siły i nie ma możliwości gonić jak wcześniej. Życie przecieka człowiekowi przez palce, pochłaniają go metaforyczne „ruchome piaski czasu”.
Na pędzie nie cierpi jedynie indywidualizm jednostki, ale i jej bliscy. Wszystko jest powierzchowne, nie ma zbyt wiele sensu, głębi. Uczucia stają się szybkie, gwałtowne. Jako ludzie poszukujemy coraz mocniejszych doznań, nie zaś głębokich relacji. Stąd serce zajęte jest „pukaniem do serc”, ale robi to jedynie dla wypełnienia pustki.
Opisana przez Barana „codzienna krzątanina” zajmująca „nogi” symbolizuje fizyczność człowieka. Nie może on w pełni zając się tym, czym by chciał. Głowa zostaje zajęta „głowieniem się nad byle czym”. O bylejakości życia pisał również Tadeusz Różewicz w „Przyszli zobaczyć poetę”. Mówi tam wiele o bylejakości społeczeństwa, mas, elit. „Byle jaki Gustawa zmienia się w byle jakiego Konrada” – poeta tym porównaniem wskazuje na to, jak powierzchowne są aktualne emocje człowieka. Sztuka, która poruszała, też nie robi tego już tak mocno i intensywnie jak kiedyś. Wszystko stało się „byle jakie”, nic nie ma już takiej głębi jak kiedyś. Tak samo powojenną, współczesną już Polskę postrzega Baran. Jego utwór można uznać za bardziej aktualny z uwagi na czas powstania (2015 wydanie tomiku), a mimo to konkluzja przypomina tę sprzed kilku dekad, zaprezentowaną przez Różewicza.
W drugiej części utworu, składającej się z dwóch strof, podmiot liryczny mówi o momencie śmierci. Gdy przychodzi „nie da się / nie zauważyć”. Stojąc przed obliczem śmierci, jest już jednak za późno, by przemyśleć i przewartościować swoje życie. Nie ma już możliwości zmiany, czasu nie da się cofnąć. Autor zwraca uwagę czytelnika przez zatrzymanie się, w trzech krótkich wersach opisuje ten moment. Nie nazywa go jednak wprost, posługuje się omówieniem. W ostatniej strofie potwierdzenie dla tego założenia można odnaleźć w zwrocie „Drzwi Tajemnicy”. Nie wiadomo, co czeka człowieka po przejściu przez nie, nie wiadomo, czy w ogóle po śmierci coś jest. Mimo to poeta zostawia czytelnika z dość pozytywną refleksją. W szczelinie „Drzwi Tajemnicy” widać stróżkę światła, które symbolizuje nadzieję, że dalej można się czegoś spodziewać. Tak również można postrzegać metaforę drzwi. Są one tajemnicze, jednak mają stanowić przejście między etapami. Nie ma pewności, co czeka za ich progiem, ale światło wydostające się ze szczeliny każe mieć nadzieję.
Poeta wyraża ufność wobec przyszłości, stosując neologizm „nadzieić oczy”. Można zauważyć tu etymologiczne podochodzenie od wyrażenia „nacieszyć oczy” i „nadziei”. Wizja, że po zakończeniu ziemskiego biegu czeka nowy etap, daje mu szczęście. Znając historię życia autora, widać tu połączenie z jego zmaganiem z chorobą nowotworową. Jak sam mówi, utwór pisał między dawkami chemioterapii, która przedłużała jego życie. Wyrażał zatem realną nadzieję, że, nawet gdy go śmierć dopadnie, nie będzie to koniec.
Utwór wpisuje się w refleksyjne przemyślenia wielu poetów tego okresu. Patrząc na tempo życia, ciężko odnaleźć chwilę na oddech i zastanowienie się nad sobą. W „Najkrótszej definicji życia” poeta podejmuję próbę odnalezienia takiego momentu na spokój. Śmierć, która czeka każdego, przedstawia jednak jako etap, a nie ostateczny koniec. Wiersz skłania do refleksji nad własną egzystencją, jak również polemikę z autorem na temat tego, czy można postrzegać zgon jako „drzwi”.