Utwór powstał w czasie pobytu Słowackiego w Szwajcarii. Poeta umieścił pod wierszem dokładny czas i miejsce jego napisania – 20 lipca 1835 roku nad jeziorem Leman. Hipotezy dotyczące poświęcenia tego utworu młodzieńczej miłości poety, Marii Wodzińskiej, pojawiają się rzadko.
Najczęściej przyjmuje się, że Słowacki dedykował wiersz, tak jak wiele innych, swojej matce Salomei. Tęsknota za nią była u tego romantyka niezwykle silna, czego nigdy nie ukrywał. Kontekst biograficzny i obszerny stan badań literaturoznawczych pozwalają na utożsamianie podmiotu lirycznego z samym poetą.
Rozłącznie ubrał Słowacki w formę regularnego trzynastozgłoskowca ze średniówką po siódmej sylabie (7+6). Utwór składa się z ośmiu strof. Przeważnie pojawiają się tu rymy krzyżowe (abab), a w dwóch tylko zwrotkach okalające (cddc). Elementy te budują melodię utworu.
Pierwsza zwrotka zarysowuje sytuację liryczną: dwoje ludzi wciąż o sobie myśli, mimo że są rozłączeni. Ich wzajemna pamięć pozostaje nierozerwalna. Podmiot mówiący wykorzystuje metaforę „białego gołębia smutku”, by określić duchową relację między nimi. Symbol dobroci, niewinności i czystej więzi z drugim człowiekiem eksponuje jedność dwóch dusz. Kontekst biograficzny utworu pozwala odczytać motyw ptaka przemieszczającego się między kobietą a mężczyzną jako metaforę odległości dzielących dwoje ludzi:
Rozłączeni – lecz jedno o drugim pamięta;
Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku
I nosi ciągłe wieści. Wiem, kiedy w ogródku,
Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta.
W następnej strofie podmiot liryczny za pomocą anafor i porównania podkreśla, jak silna więź łączy go z adresatką. Mimo odległości wyczuwa chwile, kiedy ona cierpi i potrafi to sobie wyobrazić:
Wiem, o jakiej godzinie wraca bolu fala,
Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska.
Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala
I łzę różową leje, i skrą siną błyska.
Poeta nie może zobaczyć się z odbiorczynią jego słów, jednak dzięki swoim myślom wciąż znajduje się blisko niej. Widzi ją ubraną w białą suknię, dokładnie pamięta także jej dom i okolicę:
A choć mi teraz ciebie oczyma nie dostać,
Znając twój dom – i drzewa ogrodu, i kwiaty,
Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać,
Między jakimi drzewy szukać białej szaty.
Kolejne strofy zawierają opis miejsca, w którym znajduje się bohater wiersza. Opowiada on o nich, zwracając się do matki – w świadomości, że ona, nie będąc tutaj, nie umie sobie wyobrazić jego najbliższego otoczenia. Roztaczający się wokół krajobraz jest piękny i barwny, pełen blasku. Poeta plastycznie oddaje widoki, które ogląda, za pomocą leksyki nazywającej kolory. Opisuje, jak skały gór odbijają się w jeziorze:
Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć,
Osrebrzać je księżycem i promienić świtem:
Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć
Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.
Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,
W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem;
Nie wiesz, jak włosem deszczu skałom wieńczyć głowę,
Jak je widzieć w księżycu odkreślone kirem.
Dalej mamy do czynienia z psychizacją pejzażu, środkiem artystycznego wyrazu częstym w romantycznych utworach, który oddaje nastrój podmiotu mówiącego. Deszcz padający nocą w świetle księżyca wygląda nad skałami jak żałobny kir. Dzieje się tak zapewne z powodu swoistej żałoby, jaką poeta przeżywa po rozstaniu z matką. Patrząc w gwiazdy, wybiera jedną, którą nazywa dla niej „gwiazdeczką-stróżem”, jakby chciał, żeby siła wyższa troszczyła się o nią, kiedy on pozostaje nieobecny.
Podmiot liryczny mówi dalej o swojej obserwacji – u podnóża gór widzi dwa światła dobiegające z czyichś okien. Przyglądanie się im wprawia go w stan zadumy. Obraz ten wywołuje w nim smutek, przypomina o oddaleniu i samotności:
Przywykłem do nich, kocham te gwiazdy jeziora,
Ciemne mgłą oddalenia, od gwiazd nieba krwawsze,
Dziś je widzę, widziałem zapalone wczora,
Zawsze mi świecą – smutno i blado – lecz zawsze…
Ostatnia strofa wyraża pewność podmiotu lirycznego, że już na zawsze pozostanie w rozłączeniu z osobą, którą kocha. Znów porównuje matkę do światła gwiazdy, jakiego nie może fizycznie zobaczyć („zgasłaś nad biednym tułaczem”). Swój los nazywa losem wygnańca, tułacza:
A ty – wiecznie zagasłaś nad biednym tułaczem;
Lecz choć się nigdy, nigdzie połączyć nie mamy,
Zamilkniemy na chwilę i znów się wołamy
Jak dwa smutne słowiki, co się wabią płaczem.
Słowa te mają pejoratywny wydźwięk. Stąd można wnioskować, że poeta nie jest szczęśliwy w tym malowniczym miejscu. Nazywa on swoje emocje wprost, porównując siebie i kochaną matkę do dwóch „smutnych słowików”.