Wiersz „Sokrates tańczący” pochodzi z tomu o tej samej nazwie, opublikowanego w 1920 roku. Utwór należy do liryki roli – podmiot liryczny wciela się tu w postać starożytnego filozofa Sokratesa. Niewątpliwie poeta wykazał się wielką erudycją podczas pisania liryku:
W tytułowym wierszu poeta dał wyraz swojej fascynacji starożytną filozofią, którą zgłębiał podczas lektury takich dzieł, jak „Fedon” Platona, „Apologia” Ksenofonta oraz „Chmury” Arystofanesa. Tekst jest także dowodem na znajomość przez Tuwima poetyki nie tylko europejskiej, lecz także rodzimej: „Spoufalenie Tuwima z ogromnymi obszarami leksykalnymi polszczyzny było możliwe dzięki zamiłowaniu do słowników, encyklopedii, starych dykcjonarzy Knapskiego, Mączyńskiego, Lindego, rozsmakowaniu w etymologicznych subtelnościach języka, a także dzięki pracy przekładowej i biegłej znajomości kilku europejskich języków [Cyt. za: J. Marx, Skamandryci, wyd. Alfa, Warszawa 1993, s. 140.]
Tomik zdobył dużą popularność. Po publikacji, kilkukrotnie wznawiano jego wydania.
Osobą mówiącą w wierszu jest Sokrates (liryka bezpośrednia), wybitny myśliciel starożytny. Tuwim jednakże zerwał z ogólnie przyjętym wizerunkiem filozofa. Postarał się ukazać go jako zwykłego człowieka, bawiącego się znakomicie mężczyznę, będącego pod wpływem napojów wysokoprocentowych. Sokrates Tuwima to niewątpliwie homo ludens – człowiek bawiący się.
Sokrates z wiersza nie zajmuje się zagadnieniami dotyczącymi cnoty i etyki. Chce zasmakować życia. Jest znudzony, pragnie pozbyć się całego sztafażu mądrego człowieka. Nie widzi sensu w filozoficznych rozważaniach. Woli bawić się i czerpać z życia garściami, pić i tańczyć. Zdaje sobie sprawę, że według innych powinien się zachowywać bardziej spokojnie i dawać przykład innym. Jest jednak tą rolą zmęczony.
Sokrates, mimo że jest już bardzo stary, zachowuje się jak młodzik. W wierszu tym ukazane jest jedno z haseł programowych poezji Tuwima – pochwała młodości. Sokrates czuje się młody, mimo że kości trochę bolą, a kondycja też już nie ta, co przed dziesięcioma laty. Co ważne, filozof posługuje się językiem prostym, niewyszukanym, potocznym. Jak zauważa Józef Ratajczak, polonista: To musiał być zupełnie inny język, zbliżony do potocznego. Dobrze też było, gdy utwór odwoływał się do aktualności dnia, dosadnie podkreślał stanowisko autora i był „skrojony” na miarę przeciętnego odbiorcy. [Cyt. za: J. Ratajczak, Julian Tuwim, wyd. Rebis, Poznań 1995, s. 27.]
Podmiot liryczny kieruje swojego słowa do ucznia Cyrbeusa oraz żony Ksantypy. Mówi im, że nie jest szczęśliwy. Chce zacząć życie wolne od obowiązków i filozoficznych rozważań. Swoje plany wciela w życie, rozpoczynając żywot żebraka śpiącego po bramach:
Prażę się w słońcu, gałgan stary…
Leżę, wyciągam się i ziewam.
Stary ja jestem, ale jary:
Jak tęgi łyk pociągnę z czary,
To śpiewam.
Ludzie nie potrafią zrozumieć takiego zachowania wielkiego mędrca. Starzec sieje zgorszenie. Jego uczeń prosi go o opamiętanie i porzucenie hulaszczego trybu życia. Sokrates jednakże nic nie robi sobie z tych uwag. Żyje po swojemu, śpiewa, tańczy, pije coraz więcej trunków. Co więcej, wskazuje na bezsens jakichkolwiek etycznych czy moralnych rozważań. Człowiek nie jest w stanie określić istoty dobra czy zła. Świat, mimo wielu prób, na zawsze pozostanie tajemniczy i nieodgadnięty.
Starzec pokazuje, że podeszły wiek nie musi oznaczać smutku i choroby. Trzeba bawić się, czerpać z życia i czuć radość. W tym sensie rozradowany i nieco upity Sokrates staje się wzorem dla innych osób w zaawansowanym wieku:
Słońce mi grzeje stare gnaty
I mądry, siwy łeb kudłaty,
A w mądrym łbie, jak wiosną las,
Szumi i szumi mędrsze wino,
A wieczne myśli płyną, płyną,
Jak czas…
Sokrates prezentuje postawę hedonistyczną. Stara się żyć szczęśliwie. Nie zajmuje się już niczym poważnym, odpoczywa popijając wytrawny alkohol. Nic nie robi sobie z uwag swoich uczniów, jest beztroski:
Z zaułka śmieją się uczniowie,
Że się mistrzowi kręci w głowie,
Że się Sokrates spił…
Idź, Cyrbeusie, uczniom powiedz,
Że już trafiłem w samo sedno:
Że cnotą jest zlizywać pył
Z ateńskich ulic! Lub im powiedz,
Że cnotą jest w pęcherze dąć!
Że cnotą jest – lać wodę w dzbany!
Zastosowana anafora wzmacnia satyryczny wydźwięk utworu, dodaje dynamiki i zbliża tekst do „żywej” rozmowy.
W rzeczy samej Sokrates wciąż naucza. Tym razem pokory, czerpania radości z życia i dystansu do samego siebie. Pokazuje ponadto, że trzeba patrzeć realistycznie na świat i zajmować się sprawami ważnymi oraz pozostającymi w naszym zasięgu. Sokrates śpiewa swoistą pieśń chwalącą prostotę życia, przestrzegając przed pychą i nazywaniem siebie wybrańcem. Wielkie odkrycia braci – filozofów śmieszą go:
Zło! Dobro! – prawda? – Ludzie, bogi,
Cnota i wieczność, czyn i słowo,
I od początku – znów, na nowo,
Bogi i ludzie, dobro, zło,
Rzeczpospolita, słowa, czyny,
Piękno – to, tamto, znowu to! – – –
Mój drogi – kpiny!
Utwór opiewa witalizm, młodość i aktywną postawę życiową. Chwalony jest hedonizm, codzienność okazuje się wartościowa. Trzeba czerpać z życia, bawić się, patrzeć realistycznie na otaczający świat. Afirmacja codzienności jest typowa w poezji Tuwima. Ponadto w słowach tańczącego Sokratesa można się dopatrzeć znamion filozofii Bergsona, mówiącego o pędzie życia.
Przesłanie wiersza jest jednoznaczne – nieważne, ile człowiek przeczyta książek i jaką mądrość posiądzie, istotna jest jedynie radość, prostota i docenianie życia. Można uznać utwór za buntowniczy – poza odważnym przesłaniem, świadczy o tym „odczarowanie” postaci Sokratesa (który został ukazany jako radosny staruszek, a nie pomnik za życia) oraz język zanurzony w mowie codziennej. Na uwagę zwracają uwagę również zdrobnienia, świadczące o nonszalancji i pewnej prowokacji ze strony mędrca.
Niewybredny język Sokratesa został wzbogacony o szereg pytań retorycznych, które są nieco prowokacyjne:
Czego się gapisz, Cyrbeusie?
Co myślisz? Leży stary kiep,
Już do gadania słów mu brak,
Już się wygadał? A tak, tak…
Idź, piecz swój chleb.
(…)
Cóż ci to? przykro, Cyrbeusie,
Że mi się język trochę plącze?
Że się tak śmieję, Cyrbeinku?
Że w biały dzień w Atenach, w rynku,
Jak żebrak leżę, wino sączę?
Mędrcowi, mówisz, nie przystoi,
Gdy złym przykładem uczniom świeci?
Że stary broi
Jak dzieci?
Że tłumu uczni nie gromadzę,
Że drogi prawd im nie wskazuję?
Nie radzę,
Nie filozofuję?
A tak… a tak…
Jak było wspominane, Sokrates posługiwał się chętnie dialogiem, który traktował jako narzędzie dydaktyczne.
Omawiany utwór należy do wierszy programowych – jest pochwałą witalności, młodości, czerpania radości z życia. Jest napisany zgodnie ze skamandrycką poetyką – językiem prostym, zanurzonym w codzienności, pozbawionym zbędnych środków stylistycznych. Poeta operuje przede wszystkimi prostymi epitetami: „wieczne myśli”, „złote wino” i niewysublimowanymi personifikacjami: „niech się jasne niebo wierci”, czy też porównaniami. Trzeba wspomnieć o neologizmach artystycznych, takich jak „płażę się” i „wokoluśko”, które powstały poprzez połączenie dwóch wyrazów.
Cały utwór utrzymany jest w tonacji żartobliwej (widocznej już chociażby w warstwie językowej). Odczuwalna jest także ironia:
Prażę się w słońcu, gałgan stary…
(…)
Stary ja jestem, ale jary:
(…)
Słońce mi grzeje stare gnaty
I mądry, siwy łeb kudłaty,
(…)
Czego się gapisz, Cyrbeusie?
Co myślisz? Leży stary kiep,
Już do gadania słów mu brak
(…)
Z ateńskich ulic! Lub im powiedz,
Że cnotą jest w pęcherze dąć!
Że cnotą jest – lać wodę w dzbany!
Albo – wylewać! Wszystko jedno…
A jeśli chcesz – to przy mnie siądź,
Nie piecz swych bułek i rogali,
Będziemy sobie popijali!
No, trąć się ze mną, trąć!
Ironia ta jest wyrazem dystansu do siebie, ale także do świata i filozoficznych mądrości. Takie ujmowanie rzeczywistości, w sposób nieco groteskowy, każe zastanowić się nad sensem i istotą ludzkiego życia. Warto otworzyć oczy i nie zajmować się mrzonkami. Tak właśnie postanawia zrobić Sokrates. Chce tańczyć i bawić się. Chce czerpać z życia.
Bardzo ciekawie został ukształtowany fragment mówiący o tańcu. Jest on dynamiczny, ale też żartobliwy. Tuwim w znakomity sposób oddał radość i żywiołowość tanecznych pląsów staruszka:
Hopsa, hopsa, idzie ojra:
Raz na prawo – hopsasa!
Raz na lewo – hopsasa!
Rypcium pipcium, chodź, Ksantypciu!
(…)
Że tak we mnie wszystko drga,
A ja sobie hopsasa!
Tak bez końca, tak do śmierci,
Niech się jasne niebo wierci,
Tak – do góry, a tu kopsa,
I znów boczkiem hopsa, hopsa!
Nie żałować starych nóg!