Wiersz nacechowany jest nieparzystymi rymami żeńskimi, opartymi na zgodności samogłosek (asonanse). Przyspiesza to rytm monologu lirycznego.
Obecna w utworze ciemność to synonim zagrożenia, koszmaru wojny. Bohater liryczny wiersza jest przedstawicielem pokolenia Kolumbów, ludzi urodzonych w latach 20. ubiegłego wieku, dorastających w czasie drugiej wojny światowej i biorący udział w działaniach konspiracyjnych. Choć przemawia w pierwszej osobie liczby pojedynczej, jest rzecznikiem całej swojej generacji.
Bohater wiersza znajduje się w kręgu, z którego nie można się wydostać. Metafora ta wskazuje na osaczenie człowieka przez wojenną rzeczywistość. Ukazany obraz podlega gradacji, stopniowaniu emocji i napięcia (krąg: drży, gra, zaciska się, świszcze, tnie przy ustach, rozcina światło).
W utworze znajduje się także druga rzeczywistość – inna, bliska „ja” lirycznemu wizja piękna i dobra, życia pełnego radości. Każdorazowo jest ona zestawiana z kręgiem przy pomocy spójnika a. Zostaje on użyty w tym celu aż pięciokrotnie. Najczęściej pojawia się wraz z partykułą przecież, dowodzącą bezsilności osoby mówiącej.
Świat w utworze jest przedstawiony zatem w dwóch wymiarach. Podobnie rzecz ma się z bohaterem lirycznym wiersza: z jednej strony żyje on w przerażającej, wojennej codzienności, z drugiej zaś pamięta o szczęśliwych chwilach nieodległych czasów. Rozczarowany tą szybką i bolesną zmianą, otwarcie wyznaje:
A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,
wyhuśtała mnie chmur kołyska.
Rzeźba to znak procesu stwarzania samego siebie. Pełen goryczy Baczyński wyznaje, że przywykł do beztroskiego życia i świadom jest swojej tragedii. Wolność, szczęście i pragnienie zrealizowania marzeń dzieciństwa przeciwstawia epoce ograniczeń i zła:
A mnie przecież wody szerokie
na dźwigarach swych niosły ptaki
bzu dzikiego; bujne obłoki
były dla mnie jak uśmiech matki.
(…) a mnie przecież tak jak innym
ziemia rosła tęga – nie pusta.
Poeta, nadając swoim rozterkom materialny kształt, ukazuje siebie w działaniu: jest żołnierzem, który mimo że aktywnie włącza się w działalność konspiracyjną, prześpi swą młodość z głową opartą o karabin, tj. bezpowrotnie straci najpiękniejsze chwile swojego życia:
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja – syn dziki mego narodu.
(…) prześpię czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką na karabinie.
Zwieńczeniem udziału w walce, a zarazem także niewykorzystanej młodości, będzie śmierć. Ostatnie słowa utworu stanowią sentencję podsumowującą wypowiedź „ja” lirycznego:
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
Eksponują one jego dramat wyboru. Do niego prowadzi imperatyw wewnętrzny, nakazujący zmagać się z okrutną, wojenną rzeczywistością, przeciw której człowiek i tak nie ma szans, przy jednoczesnej świadomości uczestnictwa w złu. W tym tkwi katastrofizm generacyjny pokolenia Kolumbów.
Monolog poety wydaje się pozorowany – w rzeczywistości wypowiada się on w formie dyskusji z samym sobą. Jego celem jest przekonanie samego siebie o słuszności odgrywania roli żołnierza w czasach zła, pomimo posiadania innych, dalekosiężnych planów. Jego rozdarcie wewnętrzne wyraża rozterki całego pokolenia Kolumbów.