Mimo postępu technologii i cywilizacji, mimo rozwoju wiedzy, nauki i myśli ludzkiej, nadal istnieją na świecie miejsca, narodu i państwa zdominowane przez totalitaryzm. Istnieją ludzie opętani przez rządzę władzy tak wielką, że w jej myśl są w stanie oszukiwać, kraść, a nawet zabijać. Znamy mnóstwo takich postaci, choćby z historii XX wieku. Wiemy, że oprócz wsparcia sił wojskowych i niesamowitej – choć najczęściej fałszywej – charyzmy, potrzebują oni do utrzymania władzy propagandy, czyli zorganizowanego systemu okłamywania szerokich mas tak, by te nie tylko nie mogły się przeciwstawić, lecz by po prostu nie chciały, by nie znajdywały powodów do buntu i by myślały, że tak, jak jest, jest dobrze i że nie ma sensu walczyć o więcej.
George Orwell w roku 1948 wydał powieść, pt. Rok 1984. Opisał w niej przerażającą wizję państwa totalitarnego, zdominowanego przez rządzącą Partię oraz jej lidera, Wielkiego Brata. Orwell w doskonały sposób przewidział to, w jaki sposób rozwijać się będą największe totalitaryzmy II połowy XX wieku, takie jak Związek Radziecki czy Chiny, w których to państwach mechanizmy totalitarne były zaskakująco zbieżne z tym, co opisał w swojej powieści autor.
Oceania była państwem opartym na kłamstwie, jednak tak dobrze i usilnie wpajanym społeczeństwu, że właściwie nikt nie potrzebował już prawdy. Główne hasła państwowe brzmiały np. „Wojna to pokój”, czyli tak, by w zależności od potrzeby rządzących, można je było interpretować na różne, nawet zaprzeczające sobie nawzajem, sposoby. Propaganda była w dodatku bezczelna i zuchwała w swoim kłamstwie. Rządzący potrafili wmawiać konflikty i sojusze społeczeństwu, by stworzyć wrażenie, tzw. oblężonej twierdzy. Jednak zmieniali zdanie niejednokrotnie w czasie tego samego przemówienia i dawny wróg stawał się nagle sprzymierzeńcem, a sprzymierzeniem niespodziewanie okazywał się najbardziej zajadłym wrogiem. Ludzi to nie dziwiło, nie potrafili już zwracać uwagi na szczegóły, przyjmowali wszystko, co tylko podała im władza, ponieważ byli poddawani codziennemu, obowiązkowemu praniu mózgu poprzez media.
Orwell pokazuje, że słuszne i przerażające jest powiedzenie, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Mieszkańcy powieściowej Oceanii doświadczali tego procesu na własnej skórze przez bardzo wiele lat, dlatego trudno byłoby im nie tylko zrozumieć, jak bardzo zostali oszukani, ale też nie potrafiliby już w ogóle poradzić sobie bez władzy, która jasno pokazałaby im to, jak wygląda świat.
Państwem totalitarnym – choć jeszcze wówczas oczywiście nie istniało takie sformułowanie – można by określić Imperium Rzymskie na początku naszej ery, które zostało dosyć dokładnie sportretowane w powieści historycznej autorstwa Henryka Sienkiewicza, pt. Quo vadis. Imperium było już wówczas na skraju upadku, w czym pomagała rosnąca w potęgę religia chrześcijańska oraz rządy kolejnych nieudolnych cezarów, którzy zatapiali się w bogactwach zamiast rzetelnie władać krajem. Neron dopuścił się nawet celowego podpalenia części Rzymu, by na własne oczy zobaczyć płonące miasto, co miało dać mu natchnienie do pisanego właśnie poematu. Ucierpieli jednak ludzie, którzy od państwa domagali się wyjaśnień i pomocy. Należało uciec się do propagandy.
Neron postanowił upiec dwie pieczenie na jednym rożnie i przekierować gniew ludu na chrześcijan, których oskarżył o podpalenie miasta. W ten sposób ukierunkował agresję pokrzywdzonych, a także sobie dał pretekst do prześladowań chrześcijan, których wzrastająca potęga zaczęła mu zagrażać. Pocieszającym finałem tego krwawego procederu jest fakt, że była to sytuacja, którą Neron san sobie wbił gwóźdź do trumny. Zaraz po igrzyskach stwierdzono, że cezar stracił zmysły i prowadzi cesarstwo na skraj upadku. Zawiązał się spisek, którego celem było odsunięcie go od władzy, a także odebranie mu życia, co w końcu wykonano.
Finałem każdego totalitaryzmu jest bezwzględny upadek, im większa była siła wcześniej włożona w propagandę i w okłamywanie ludzi, tym boleśniejszy będzie to upadek dla rządzących.