Wiersz Do moich uczniów reprezentuje typ liryki zwrotu do adresata. Podmiotem lirycznym jest nauczyciel, który wspomina czasy szkolne, bycia pedagogiem w szkole specjalnej, przystosowanej dla dzieci niepełnosprawnych – upośledzonych umysłowo. Adresatem są wychowankowie, niektórzy zostali przywołani po imieniu, co świadczy o indywidualnym, podmiotowym podejściu nauczyciela do ucznia. Inaczej wspomina on Jurka, Jankę, Janka, Wojtka, Zosię czy Pawełka. Każdy jest więc wyjątkowy. Autor z jednej strony stosuje w tym utworze konwencję listu, na co wskazywać może tytuł i podpis „nadawcy” w ostatnim wersie utworu, z drugiej zaś wiersz ten przypomina formę pamiętnika podmiotu lirycznego, pierwsze wersy zapowiada bowiem zapis wspomnień:
Uczniowie moi, uczennice drogie
ze szkół dla umysłowo niedorozwiniętych,
com was uczył lat kilka, stracił nerwy swoje
i wam niechaj poświęcę kilka wspomnień świętych
W kolejnych strofach, gdy wymieniani są konkretni uczniowie, pojawiają się unikalne w polskiej poezji naturalistyczne opisy chorych, upośledzonych dzieci. Ich obrazowo opisane dysfunkcje splatają się z czułością w zwracaniu się do nich. Warto wymienić wszystkie przykłady, gdyż autor osiągnął trudną do uchwycenia czułość pozbawioną negatywnie rozumianej, wymuszonej litości. Gdy zwraca się do Jurka, jest szczerze zainteresowany tym, jak potoczyły się jego losy, co się teraz z nim dzieje:
Jurku z buzią otwartą, dorosły głuptasie –
gdzie się teraz podziewasz, w jakim obcym tłumie –
Jankę Kosiarską wspomina jako dziecko o osobowości uparciucha, troszczy się o to, czy ma w swoim otoczeniu kogoś, kto okazuje jej ciepło:
Janko Kosiarska z rączkami sztywnymi,
z nosem, co się tak uparł, że pozostał krótki –
za oknem wiatr czerwcowy z pannami ładnymi –
a tobie kto daruje choć uśmiech malutki.
Wspomina także dość ponurego w powierzchowności Janka, ale podkreśla, że patrząc mu w oczy można było zobaczyć coś głębszego, ważniejszego niż „osowiałość” – duszę:
Janku bez nogi prawej, z duszą pod rzęsami
– garbusku i jąkało – osowiały, niemy –
Następnie pojawia się jeszcze Zosia, która „wcześnie zmarła, aby nóżki krzywe / szybko okryć żałobnym cieniem chryzantemy” oraz Pawełek „z wodą w głowie”.
Uczniowie podmiotu lirycznego, mimo że pełni wad fizycznych i umysłowych, bardzo przypominają zwyczajnych uczniów – dokuczają sobie i psocą w bardzo klasycznym stylu, próbując zrobić dowcip także nauczycielowi:
Wojtku wiecznie płaczący i ty coś po sznurze
drapał się, by mi ukraść parasol, łobuzie
Pawełku z wodą w głowie i ty niewdzięczniku
coś mi żaby podłożył na szkolnym dzienniku
Nietrudno się zorientować, że podmiot-nauczyciel, mimo iż miał z uczniami sporo pracy i kłopotów, wspomina te chwile miło, określenia typu „łobuz”, „głuptas” czy „niewdzięcznik” brzmią pobłażliwie. Dzięki temu odnosi się wrażenie zupełnej naturalności w zwracaniu się do tych chorych dzieci. Podmiot-nauczyciel nie odtrącił ani nie stygmatyzował tego, co jest trudnym tematem tabu w społeczeństwie. Kontakt z osobami upośledzonymi może się przecież wielu wydawać trudny, nie każdy umiałby wyzbyć się pewnej maniery ostrożności i niepewności w kontakcie z nimi. Ze słów osoby mówiącej możemy wnioskować, że jego kontakt z dziećmi był dobry, relacje układały się naturalnie i przypominały relacje ojca z dziećmi.
Wspomnienia podmiotu i sposób zwracania się do podopiecznych jest niezwykle ciepły. Nauczyciel mimo upływu lat wciąż wykazuje głęboką troskę o życie swoich uczniów („kto twe smutne oczy nareszcie zrozumie”, „a tobie kto daruje choć uśmiech malutki”). Efekt czułości i ciepła osiągnął Twardowski także poprzez stosowanie epitetów i deminutywów, czyli zdrobnień, takich jak: „króciutki nosek”, „rączki”, „nóżki”, „grubasek”.
Warto przyjrzeć się jeszcze osobno dwóm bardziej refleksyjnym strofom. Czwarta jest wspomnieniem z jednej z bardzo wzruszających lekcji religii, gdy nauczyciel – możemy go utożsamiać z autorem, księdzem Twardowskim – nawiązywał do przypowieści z Ewangelii według św. Mateusza:
Pamiętasz tamtą lekcję, gdym o niebie mówił,
te łzy, co w okularach na religii stają
– właśnie o robotnikach myślałem z winnicy,
co wołali na dworze – nikt nas nie chciał nająć
Przypowieść, o której mowa kończy się słowami „pierwsi będą ostatnimi a ostatni pierwszymi”, a cała historia robotników, z których każdy otrzymał równą płacę, mimo iż jedni pracowali dłużej, inni krócej, poucza o tym, że każdy jest równie ważny i równie dobrze traktowany przez Boga. W kontekście uczniów podmiotu lirycznego, podkreśla ich wielką godność jako ludzi – dzieci Bożych.
Ostatnia, zamykająca utwór strofa, w której podmiot metaforycznie, nawiązując do najważniejszych świąt w roku liturgicznym, świąt, w których szczególnie chcemy być z najbliższymi, opisał ciągłą pamięć i łączność duchową ze swoimi podopiecznymi, najmocniej pokazuje miłość, jaką ich obdarzył nauczyciel, potocznie nazywany „tym od głupich dzieci”:
Czekam na was, najdrożsi, z każdą pierwszą gwiazdką
z niebem betlejemskim, co w pudełkach świeci –
z barankiem wielkanocnym. Bez was świeczki gasną
i nie ma żyć dla kogo.
Ten od głupich dzieci.
Z tych słów wynika również najważniejsza dla podmiotu lirycznego rzecz – życie ma sens tylko wtedy, gdy jest dla kogo żyć, gdy jest się komuś potrzebnym, gdy można je z kimś dzielić – pokochać.