Wiersz W pamiętniku Zofii Bobrówny powstał w Paryżu 13 marca 1844 roku. Utwór został opublikowany dopiero po śmierci poety, w 1866 roku.
W XIX wieku zwyczajem dziewcząt było prowadzenie pamiętników zwanych sztambuchami. Prosiły one gości, którzy odwiedzali dom ich rodziców, o umieszczanie w nich wpisów. Juliusz Słowacki otrzymał takie życzenie od córki swoich znajomych Zofii Bobrówny. Ze względu na kontekst biograficzny podmiot liryczny można utożsamiać z samym poetą.
Wpis do pamiętnika dziewczynki składa się z trzech sześciowersowych zwrotek. Poeta wykorzystuje rymy w układzie ababcc. Utwór tworzy jedenastozgłoskowiec ze średniówką po piątej sylabie (5+6). Liczne deminutywy (zdrobnienia), jakie pojawiają się w wierszu, wynikają z tego, że jest on dedykowany dziecku (np. „kwiateczki”, „gwiazdeczki”, „dzieciną”).
Pierwsze słowa utworu to apostrofa do „Zośki” (zgrubienie imienia sugeruje poufałe relacje, ale i pewne zdystansowanie osoby mówiącej). Artysta, sytuując się w roli kogoś doświadczonego, autorytetu, udziela jej rady dotyczącej poezji. Poleca, by – zamiast prosić go o kolejne utwory – po powrocie do ojczyzny zaczęła wsłuchiwać się w przyrodę. To natura jest najlepszą nauczycielką poezji, bo sama ją tworzy:
Niechaj mię Zośka o wiersze nie prosi,
Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci,
To każdy kwiatek powie wiersze Zosi,
Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci.
Nim kwiat przekwitnie, nim gwiazdeczka zleci,
Słuchaj – bo to są najlepsi poeci.
Druga strofa zawiera kontynuację myśli zawartej w zwrotce pierwszej. Podmiot liryczny stosuje liczne epitety, co czyni wiersz bardziej plastycznym (np. „gwiazdy błękitne”, „kwiateczki czerwone”, „srebrne fale”).
Poeta wspomina, że on również, dorastając w miejscu, w którym przyroda była niezwykle bujna, uczył się artystycznej wrażliwości od darów natury. Słowacki nakreśla okolice miejsca, gdzie spędził dzieciństwo. Przywołuje rzekę Ikwę, płynącą przez Ukrainę:
Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone
Będą ci całe poemata składać.
Ja bym to samo powiedział, co one,
Bo ja się od nich nauczyłem gadać;
Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną,
Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.
Przez te anaforyczne powtórzenia przebija nostalgia. Poeta nie kryje jej także w ostatniej strofie, określając swój los emigranta mianem „nieszczęśliwego”. Prosi adresatkę, której dane będzie wrócić do ojczyzny, by stamtąd, kiedy się znowu spotkają, przywiozła mu „gwiazd światłości” i „kwiatów woni”. Można rozumieć tę metaforę jako zachętę, aby młoda dziewczyna inspirowała się pięknem swojego kraju, radością z przebywania w ukochanym miejscu i przemieniała te uczucia w poezję. Poza tym poeta żywi nadzieję, że dzięki ponownemu spotkaniu z Zosią tchnie w niego ożywcza energia, „odmłodnieje” przy osobie, która wróci prosto z krainy szczęśliwości – „jakby z nieba”:
Dzisiaj daleko pojechałem w gości
I dalej mię los nieszczęśliwy goni.
Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości,
Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni,
Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba.
Wróć mi więc z kraju taką – jakby z nieba.