Widok gór ze stepów Kozłowa – interpretacja

Widok gór ze stepów Kozłowa to piąty z kolei utwór z cyklu Sonetów krymskich. Różni się od poprzednich z kilku względów zarówno formalnych, jak i w sposobie prezentowania tematu dzieła. Pierwszy raz zostaje tu wprowadzona postać Pielgrzyma i Mirzy. Ten pierwszy będzie utożsamiany z poetą, podróżnym. Mirza natomiast – tatarski szlachcic, „tubylec”, pełni rolę przewodnika objaśniającego elementy doskonale znanej mu kultury.

Mickiewicz w sposób nowatorski, nie bojąc się synkretyzmu gatunkowego, wprowadza dwa podmioty liryczne i rozbija utarty tok sonetu, dodając po czterech strofach jeszcze krótką kwestię Pielgrzyma, bardzo zresztą znaczącą.

Cztery pierwsze czterowersowe strofy sonetu to kwestie, które wypowiada Pielgrzym. Nie wstydzi się przyznawać, że realia Krymu są dla niego nowe, wzbudzają zachwyt, ale też są niezrozumiałe. Pojawia się słownictwo, które może być niejasne dla odbiorcy tekstu, gdyż związane jest z egzotycznymi realiami obcego kręgu kulturowego.

Tytułowy Kozłów to małe miasteczko leżące na zachodnim wybrzeżu Krymu. Trzy mile od niego znajduje się zatoka Achmaczecka, która była w czasach Mickiewicza pierwszą przystanią dla okrętów płynących z Odessy do Krymu. Cała ta przestrzeń aż po Tarkankut nazywana jest „stepami Kozłowa”. Diwy z pierwszej strofy to według mitologii perskiej złośliwe osobistości, które panowały nad ziemią, ale wygnane przez anioły mieszkają obecnie na końcu świata za górą Kaf:

Tam!… czy Allah postawił ścianą morze lodu?

Czy aniołom tron odlał z zamrożonéj chmury?

Czy Diwy z ćwierci lądu dźwignęli te mury,

Aby gwiazd karawanę nie puszczać ze wschodu?

Początkowe wykrzyknienie i zatrzymanie, poprzez użycie wielokropka, a następnie seria pytań zadana przez Pielgrzyma, przypomina ciekawość dziecka, które chciałoby szybko poznać odpowiedzi na pytania, które przychodzą mu do głowy. Spontanicznie je zadaje, choć jednocześnie jest zajęty obserwacją i w dalszym ciągu komentuje rzeczywistość, uzewnętrzniając swoje emocje przed Mirzą:

Na szczycie jaka łuna! pożar Carogrodu!

Czy Allah, gdy noc chylat rozciągnęła bury,

Dla światów, żeglujących po morzu natury,

Tę latarnię zawiesił śród niebios obwodu?

Odbijający się na wierzchołkach Czatyrdahu zachód słońca z daleka wygląda jak płomienie. Chylat to w kulturze arabskiej suknia, którą sułtan obdarza znaczących urzędników państwowych. Mickiewicz zastosował więc kunsztowną i rozbudowaną metaforę, świadczącą też o jego częściowej orientacji w realiach egzotycznych. „Światy, żeglujące po morzu natury” poddane są Allahowi – Bogu, który ma być Stwórcą oglądanego krajobrazu. Pielgrzym sugeruje jego potęgę – „zawiesił” ten widok na „obwodzie niebios”. Po wszystkich pytaniach, które pobrzmiewały nutą egzaltacji, na co wskazuje choćby interpunkcja i metaforyka, spokojnej odpowiedzi ze znawstwem udziela Mirza:

Tam? — Byłem: zima siedzi; tam dzioby potoków

I gardła rzek widziałem, pijące z jéj gniazda.          

Tchnąłem, z ust mych śnieg leciał; pomykałem kroków,

W krótkim czasowniku „byłem” od razu widzimy kontrast między wypowiedzią Pielgrzyma a odpowiedzią Mirzy. To ten pierwszy używał kwiecistego słownictwa, które wydawałoby się bliższe i bardziej pasujące do ludzi Wschodu. Pielgrzym swoim językiem wyrażał też ambiwalentne uczucia, jakie nim targały. W przestrzeni mu obcej czuł jednocześnie podziw i lęk. Brzmiało to nienaturalnie, przesadnie i w efekcie śmiesznie. Mirza, mimo iż także używa hiperbolizacji i bogatej metaforyki, brzmi rzeczowo i spokojnie. Mickiewiczowi udało się osiągnąć efekt naturalności, z jaką wypowiada się człowiek Wschodu we właściwym w tych realiach języku, np. języku personifikacji dzikiej natury, jak widać w powyżej cytowanym fragmencie.

Czatyrdah opiewany przez Mirzę, który był bliżej niego, to miejsce wyjątkowe. Jego przestrzeń ma cechy przestrzeni świętej. Tam „gdzie orły dróg nie wiedzą”, gdzie „była tylko gwiazda”, to jakieś miejsce nieskończoności, niedosiężnego kresu, „to Czatyrdah!” – puentuje Mirza:

Gdzie orły dróg nie wiedzą, kończy się chmur jazda,

Minąłem grom, drzémiący w kolebce z obłoków,

Aż tam, gdzie nad mój turban była tylko gwiazda.

To Czatyrdah!

Czatyrdah kojarzony z nieskończonością jest symbolem boskiego porządku natury. Miejsce poza czasem i przestrzenią jest na tyle wyjątkowe, że trudno znaleźć na niego odpowiednie określenie. Mirzy pozostaje wykrzyknienie, natomiast Pielgrzymowi krótkie westchnienie – okrzyk: „Aa!”

Potęga Czatyrdahu okazała się przytłaczająca i by pokazać jej ogrom Mickiewicz nie zmieścił jej w ramie klasycznego sonetu. Jego końcowy, składający się z jednego tylko fonemu okrzyk, jest wyrazem zadziwienia, lęku, zachwytu i jednocześnie pokory wobec nieznanej, odległej potęgi tego, co dane jest mu oglądać.

Dodaj komentarz