Ballada bezludna – interpretacja

Leśmian w swoich utworach często przedstawia świat pierwotny, nieskażony przez człowieka i cywilizację, który zapełnia wyłącznie natura. Przykładem takiego wiersza może być Ballada bezludna, utworzona za pomocą rzadkiego w naszej literaturze szesnastozgłoskowca (o rymach parzystych). Pierwszą strofę rozpoczyna opis kwitnącej szmaragdowo łąki:

Niedostępna ludzkim oczom, że nikt po niej się nie błąka,

W swym bezpieczu szmaragdowym rozkwitała w bezmiar łąka,

Strumień skrzył się na zieleni nieustannie zmienną łatą,

A gwoździki spoza trawy wykrapiały wiśniato.

Mamy tu do czynienia z typowymi dla autora Napoju cienistego obrazami pełni. Łąka rozkwita w bezmiar (co sugeruje nieskończoność ukazanej rzeczywistości), strumień lśni migotliwym blaskiem, odbijającym się od otaczającej zieleni, goździki wyróżniają się pośród trawy wiśniowym kolorem. Miejsce to, choć pełne życia, którego uosobieniem jest natura, okazuje się jednak niedostępne ludzkim oczom i bezludne, o czym jeszcze będzie mowa.

Fonetyczne środki stylistyczne potęgują walory dźwiękowe tekstu:

A dech łąki wrzał od wrzawy, wrzał i żywcem w słońce dyszał.

Natężenie spółgłosek rz i ż, wzmocnione powtórzeniem, tworzy wrażenie szumów, szelestów i brzęczenia owadów, charakterystycznych dźwięków natury.

Jednakże nadal zagadką pozostają słowa:

I nie było tu nikogo, kto by widział, kto by słyszał.

Intryguje także trzykrotnie powtórzony refren:

Gdzież me piersi, Czerwcami gorące?

Czemuż nie ma ust moich na łące?

Rwać mi kwiaty rękami obiema!

Czemuż rąk mych tam na kwiatach nie ma?

Te pełne emocji słowa wypowiada wyraźnie ktoś inny niż osoba zabierająca głos w trzech kolejnych zwrotkach, ponieważ wyraża swoje oddalenie od łąki, tęsknotę za nią – a więc patrzy na świat z odmiennej perspektywy aniżeli podmiot liryczny.

Druga zwrotka przedstawia dziewczynę i jej pragnienie zyskania materialnego kształtu:

[…] A to jakaś mgła dziewczęca chciała dostać warg i oczu,

I czuć było, jak boleśnie chce się stworzyć, chce się wcielić,

Raz warkoczem się zazłocić, raz piersiami się zabielić.

Chce ona otrzymać ludzkie ciało: wargi, oczy, włosy piersi, i żarliwie się tego domaga. Jednak jej wysiłki okazują się daremne, przez co cierpi:

I czuć było, jak się zmaga zdyszanego męką łona,

Aż na wieki sił jej zbrakło – i spoczęła niezjawiona!

Tymczasem łąka, przestrzeń, którą mogła zaludnić dziewczyna, trwa niezmiennie, to zaś implikuje wrażenie pustki – na tle bogactwa istnień:

Jeno miejsce, gdzie być mogła, jeszcze trwało i szumiało,

Próżne miejsce na tę duszę, wonne miejsce na to ciało.

Mowa tutaj zatem o swoistym, odwróconym micie genezyjskim – odkrywamy okoliczności stworzenia, które jednak nie doszło do skutku – ledwie zarysowawszy się, przechodzi w niebyt.

Niezaistnienie bohaterki wywołuje sprzeciw przyrody:

Przywabione obcym szmerem, wszystkie zioła i owady

Wrzawnie zbiegły się w to miejsce, niebywałe węsząc ślady,

Pająk w nicość sieć nastawił, by pochwycić cień jej cienia,

Bąk otrąbił uroczystość spełnionego nieistnienia.

Przedstawiciele fauny i flory poszukują choćby szczątków jej bytu, ale daremność tych działań potwierdza bąk, trąbiąc na znak spełnionego nieistnienia. Słowo spełnione oznacza „niezrealizowane” – w powiązaniu z nieistnieniem określenie to tworzy interesujący oksymoron. Ciekawa jest także metafora pająk w nicość sieć nastawił, by pochwycić cień jej cienia – usiłuje on złapać coś, co z istoty jest nieuchwytne, w dodatku obracając się pośród nicości.

Odchodzącą dziewczynę jednocześnie wita i żegna cała łąka. Zachwyt nad jej momentalnym zaistnieniem niesie za sobą świadomość jej rychłego kresu:

Żuki grały jej potrupne, świerszcze – pieśni powitalne,

Kwiaty wiły się we wieńce, ach, we wieńce pożegnalne!

Wszyscy byli w owym miejscu na słonecznym, na obrzędzie,

Prócz tej jednej, co być mogła, a nie była i nie będzie!

Jej odejściu towarzyszą pieśni – zarówno powitalne, jak i potrupne (neologizm Leśmiana znaczy „żałobny”, obok niego warto wymienić inne, np. bezpiecze – odpowiednik bezpieczeństwa; przysłówek wiśniato, eksponujący wyróżnianie się kwiatów pośród traw – poeta, powołując do życia takie wyrazy, eksploruje możliwości języka). Paradoksalność opisanej sytuacji wzmaga fakt, że podczas uroczystości obecni są wszyscy oprócz dziewczyny, osoby, dla której zorganizowano tę uroczystość.

Teraz pora rozstrzygnąć kwestię, kto mówi w wierszu, skoro wcześniej wyraźnie zostało powiedziane, że łąka jest niedostępna ludzkim oczom, a ponadto nie było tu nikogo, kto by widział, kto by słyszał. Tytuł utworu brzmi Ballada bezludna, co nakazuje przyjąć, że świat przedstawiony funkcjonuje bez obecności ludzi; prezentuje przyrodę, której człowiek dotychczas nie odkrył i która dopiero teraz dostępuje jego odkrycia. Michał Głowiński uważa, że w takiej sytuacji osobą mówiącą nie jest człowiek, lecz duch ballady[1]. Nie ujawnia się on bezpośrednio – wszystkie trzy strofy mają charakter bezosobowych wypowiedzi.

Jak wskazuje tytuł, omawiany utwór jest balladą, o czym świadczy jego warstwa fabularna, elementy fantastyczne, nastrój tajemniczości, obecność narratora, a także charakterystyczne dla tego gatunku powtórzenia (np. A dech łąki wrzał od wrzawy, wrzał i żywcem w słońce dyszał) oraz polisyndetony (konstrukcje współrzędne połączone jednakowym spójnikiem, w tym przypadku są to spójniki i oraz a, np. A to jakaś mgła dziewczęca chciała dostać warg i oczu,/ I czuć było, jak boleśnie chce się stworzyć, chce się wcielić).

W Balladzie bezludnej Leśmian pośrednio stawia pytanie filozoficzne: czy zjawiska, których nie postrzegamy zmysłowo, istnieją? Odpowiada na nie twierdząco. Przekonanie to z pewnością wsparte jest poglądami Henriego Bergsona, myśliciela modernizmu. Uważał on, że poznanie zmysłowe (podobnie jak rozumowe) jest niepełne i należy kierować się intuicją. Pozwala to spojrzeć na rzeczywistość na nowo, dostrzec wnętrze zjawisk, ich wzajemne przenikanie się, różnorodność i ciągły rozwój.

(z tomu Łąka, 1920)


[1] M. Głowiński, Wiersze Bolesława Leśmiana, Warszawa 1987, s. 66.

Dodaj komentarz