Tytuł to integralna część każdego utworu artystycznego, w tym literackiego. Naprowadza nas na tematykę i interpretację dzieła. Czasem brak tytułu również w pewien sposób daje domyślenia. Niekiedy decydujemy się na przeczytanie danej pozycji wyłącznie pod wpływem zainteresowania jego tytułem. Ten zaś potrafi mieć niebagatelne znaczenie dla odczytania sensu całości.
Przedwiośnie to utwór autorstwa wielkiego i genialnego polskiego prozaika XIX i XX wieku, Stefana Żeromskiego, w którym autor chciał podsumować własne refleksje na temat czasu tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Był to czas ogólnego chaosu społecznego, wielkich wędrówek mas ludzkich oraz ścierania się ze sobą różnych koncepcji politycznych na funkcjonowanie odradzającego się państwa.
W jego centrum Żeromski umieścił młodego chłopaka, Cezarego Barykę, Polaka urodzonego i wychowanego poza ziemiami polskimi, który za namową ojca odwiedza kraj swoich przodków i stara się odnaleźć w nim swoją tożsamość narodową. Tytuł dzieła można więc rozumieć dwojako. Przedwiośnie jest newralgicznym czasem w naturze, kiedy czuje się, że zima już odpuszcza, natomiast nie pojawiają się jeszcze jednoznaczne symptomy wiosny. To czas niepewności, niewiadomej, rodzenia się czegoś nowego, co jest jeszcze ukryte przed naszymi oczami.
Tytuł może wskazywać na dojrzewającego Barykę, w którym kłębią się żywioły zarówno intelektualno-światopoglądowe, jak i czysto ludzkie i emocjonalne, które dopiero za jakiś czas uformują nowego dorosłego już człowieka. Bardziej trafna jest jednak interpretacja odnosząca się do Polski, jako do tworu, który już przetrwał srogą zimę zaborów i wojny, ale jeszcze nie zagościła w nim wiosna, która dynamicznie powoływałaby wszystko do harmonijnego życia i szczęścia.
Również inna powieść Stefana Żeromskiego posiada tytuł, który może zastanawiać czytelników, a przez to fascynować. Chodzi oczywiście o Syzyfowe prace, czyli powieść na temat rusyfikacji prowadzonej w szkołach. Losy głównego bohatera pokazują, jak opresyjny był ów mechanizm i jak dogłębnie potrafił wyrugować z człowieka jego prawdziwą tożsamość narodową, na jej miejsce wkładając sztuczną i nieprawdziwą, ale bardziej pożądaną.
Marcin Borowicz niemal w ostatniej chwili orientuje się w tym, co rusyfikatorzy próbują zrobić i wraz z innymi uczniami buntuje się przeciwko temu. Na własną rękę zaczyna czytać polską literaturę i uczyć się polskiej historii. Finał historii nie jest jasny, jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że Marcin i inni uczniowie klerykowskiego gimnazjum sprawili, że wieloletni trud rusyfikatorów stał się właśnie mityczną syzyfową pracą, czyli wielkim wysiłkiem, który jednak po sam jego koniec okazuje się daremny, jałowy i niemożliwy.
Tytuł więc odwołuje się do mitologii starożytnej Grecji i do mitu o Syzyfie, który przez Zeusa został skazany na wtaczanie wielkiego głazu pod górę po to, by za każdym razem tuż przed szczytem ów głaz wyślizgnął mu się z rąk i uczynił jego udrękę absolutnie nieskończoną.