Utwór „Garden party” pochodzi z tomu Atlantyda i inne wiersze z roku 1986. Wiersz został poprzedzony mottem zaczerpniętym z utworu Cypriana Kamila Norwida Ostatni despotyzm. Motto sugeruje, że ludzie w odbiorze rzeczywistości kierują się przede wszystkim stereotypami, oddalając się tym samym od prawdy i ulegając mechanizmom manipulacji oraz propagandy. Sytuacja liryczna w wierszu przedstawia się następująco: oto u pewnych Amerykanów odbywa się tytułowe garden party (o tym, że przyjęcie odbywa się w USA świadczą imiona bohaterów oraz anglojęzyczny tytuł). Na przyjęcie przybywa grupa osób, w tym gość dość egzotyczny, Polak. Można przyjąć, że tajemniczym Polakiem jest sam Barańczak – przebywał on na emigracji w USA, gdzie był profesorem na Harvardzie. Wiersz składa się z kilku wypowiedzi zgromadzonych na przyjęciu osób, jest imitacją rzeczywistej sytuacji komunikacyjnej. Utwór zwraca uwagę na trzy problemy: stereotyp Polaków za granicą, postawy Amerykanów (krytyka kultury konsumpcyjnej) oraz niemożność porozumienia się za pomocą języka.
Już na początku gość-Polak zostaje potraktowany obcesowo – i to przez samą gospodynię. Kobieta nie potrafi przypomnieć sobie nazwiska swojego gościa, nie zadaje sobie nawet trudu, aby poprawić swój błąd. Nie zna także narodowości swojego gościa – w zasadzie nic o nim nie wie:
„Przepraszam, nie dosłyszałam nazwiska?… Banaczek?…
Czy to czeskie nazwisko? A, polskie! To znaczy,
pan z Polski? jakże miło. Państwo przyjechali
całą rodziną? dawno?”
Po zdawkowym przywitaniu następuje grad pytań – mało znaczących, zadanych raczej z grzeczności aniżeli z rzeczywistego zainteresowania. Polak jednak nie ma szansy odpowiedzieć na te banalne pytania, gdyż podchodzi do niego gospodarz. Dla niego ważne jest, aby gość skosztował przekąsek i napił się. W zasadzie nie interesuje się gościem. Odgrywa jedynie wzorowo rolę dobrego gospodarza przyjęcia, zachowując się konwencjonalnie i sztucznie:
„No nie, wybacz, Sally,
zamęczasz pytaniami, a trzeba, po pierwsze,
zaprowadzić do stołu – proszę, tu krakersy,
potato chips, sałatka – pan sobie naleje
sam, prawda? Witaj Henry –”,
Polak – po raz kolejny pozbawiony szansy odpowiedzi – zostaje zaczepiony przez kolejnego Amerykanina. Zostaje potraktowany jak egzotyczny gość, atrakcja wieczoru – wszak pochodzi z dziwnego i dalekiego kraju:
„I co też się dzieje
ostatnio w Polsce? Co porabia Wa…, no, ten z wąsami,
zna go pan osobiście? Nie? Widzę czasami
w dzienniku demonstracje – choć czy można wierzyć
tej naszej telewizji, koszmar, prawda? Jeży
się włos od wszystkich tych reklam – cenzury –
Europejczycy słusznie twierdzą, że kultury
nam brakuje –”
Amerykanin obnaża całą egocentryczność i niewiedzę swojego narodu. Nie wie, kim jest Wałęsa – kojarzy jedynie jego wąsy. Polska to dla niego kraj opanowany przez demonstracje. Nie wie nic o naszej kulturze i historii. Dysponuje jedynie szczątkowymi informacjami dostarczonymi przez media. Zresztą – jak sam przyznaje w chwili refleksji – telewizji nie należy ufać. Szybko jednak rozmowa schodzi na „ważne” tematy – zatrważającą liczbę reklam.
Kolejny rozmówca kojarzy Polskę z Janem Pawłem II, którego uważa za konserwatystę. Bohater wypowiada niezwykle zabawną – a zarazem aż gorzką od ironii – kwestię: „znam Polskę, widziałem dwa filmy/ z Papieżem”:
„Cześć, jestem Sam. Mówi mi Billy,
że pan z Polski – znam Polskę, widziałem dwa filmy
z Papieżem – ten wasz Papież nic nie wie o świecie,
straszny konserwatysta –”,
Wiedza o naszym kraju jest zatem przez Amerykanów czerpana z telewizji – z programów informacyjnych (nastawionych na szokowanie widza i epatowanie tragedią) oraz z filmów.
Rozmowa schodzi na temat szkół publicznych. Po raz kolejny gość-Polak nie ma okazji się wypowiedzieć. Pytania są mu zadawane („A jak pańskie dzieci?/ Mówią już po angielsku?”) jedynie z grzeczności, aby podtrzymać wrażenie rozmowy. Zwroty do zagranicznego gościa są jedynie elementem konwencji, sztywnym zwyczajem językowym:
„A jak pańskie dzieci?
Mówią już po angielsku? Czy chodzą do dobrej
szkoły?”, „Te szkoły publiczne to problem
numer jeden, niestety –”, „Nie zgadzam się, Sammy,
szkoły są lepsze, jeśli rodzice, my sami,
dbamy o to -”, „Tak, ale budżet federalny –”,
Ostatnie wersy utworu pokazują w całej okazałości hipokryzję Amerykanów:
„Hej, wy tam, skończcie wreszcie, co to za fatalny
obyczaj – dyskutować czy winie, zakąsce
na poważne tematy -”, „Więc? co słychać w Polsce?”
Oto tematami dla nich ważnymi są reklamy w telewizji, szkoły publiczne, jedzenie. O tym nie powinno się rozmawiać na ogrodowym przyjęciu. Należy skupić się na tematach błahych, jak dla przykładu sytuacja w Polsce („Więc? co słychać w Polsce?”).
Z utworu wyłania się smutny obraz społeczeństwa Amerykańskiego. Amerykanie jawią się jako ludzie skupieni jedynie na sobie, nieposiadający wiedzy na temat obcych krajów. Wyobraźnią Amerykanów władają środki masowego przekazu, które ogłupiają, tworzą sztuczne potrzeby i przekazują fałszywe informacje. Społeczeństwo amerykańskie cały czas narażone jest na manipulację ze strony mediów. Niestety nikt nie chce się temu przeciwstawić, tkwiąc wciąż w fałszu i ułudzie. Także pod względem komunikacji językowej Amerykanie wpadli w sidła konwencji i sztuczności. Rozmowa w ogrodzie służy jedynie podtrzymaniu pewnej reguły – reguły, mówiącej jak ma przebiegać garden party. Rozmówcy nie są sobą zainteresowani, wymieniają zdawkowe uwagi, są skupieni na sobie. Gość-Polak nie ma szansy się wypowiedzieć, mimo że kilkakrotnie zadawano mu pytanie, co u niego słychać. Amerykanie wbrew pozorom okazują się narodem niegościnnym, uwikłanym w pewne społeczne gry i konwenanse.
Jacy są Polacy oczami Amerykanów? Polska to kraj, w którym dochodzi do licznych demonstracji i strajków – jednakże czym tak napięta sytuacja jest spowodowana, tego Amerykanom nie wiadomo. Symbolami Polski są Papież oraz Lech Wałęsa. Jednakże ten pierwszy został zdegradowany do roli konserwatywnego starca, drugi natomiast do posiadacza okazałych wąsów. Amerykanie wiedzą o Polsce tyle, ile powie im telewizja i prasa – docierają do nich informacje szczątkowe, swoista medialna papka, której elementy w umysłach odbiorców zostają dodatkowo pomieszane i po części utracone. Amerykanie nie myślą oglądając telewizję, nastawieni się na odbiór bierny, niezmuszający do myślenia i podejmowania inicjatywy. Są jakby zaspani.
Okazuje się, że posługiwanie się jednym językiem nie gwarantuje porozumienia się. Zarówno inna kultura, jak i rzeczywisty brak zainteresowania interlokutorem prowadzi do załamania sytuacji komunikacyjnej. Na garden party mówi się wiele, ale nie rozmawia się. Jest to ważny problem, zważywszy także na zainteresowanie Barańczaka językiem i jego stereotypizacją.
Garden party – analiza utworu
Wiersz napisany został trzynastozgłoskowcem. Występują zarówno rymy zewnętrzne (np. wąsami – czasami), jak i wewnętrzne (np. sałatka – prawda). Poza rymami dokładnymi, odnaleźć można w utworze rymy niedokładne, np. wierzyć – jeży, świecie – dzieci. Wiersz jest bardzo rytmiczny. Utwór jest ubogi w środki stylistyczne – zapewne ze względu na to, że ma on imitować rozmowę towarzyską. Wiersz ma wyraźny charakter satyryczny – jest to jednak śmiech przez łzy. Zasadniczym środkiem wyrazu jest tutaj kontrast polegający na zastawieniu ze sobą tematów błahych (reklamy w telewizji, przyjęcie, jedzenie) z ważnymi (sytuacja w Polsce).
Jak już było wspominane, Barańczak na motto swego wiersza wybrał jeden z wersów utworu Norwida pt. Ostatni despotyzm. Wiersz Norwida jest w wielu kwestiach podobny do Garden party. Barańczak nawiązuje zarówno do formy utworu romantycznego poety, jak i do treści. W wierszach poruszana jest ta sama problematyka: ignorancja obcokrajowców i obraz Polski za granicą. Zestawienie Garden party z Ostatnim despotyzmem otwiera nowe ścieżki interpretacyjne.