Cykl erotyków Leśmiana otwiera wiersz zaczynający się od słów W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem, które pełnią funkcję tytułu utworu, jak i całego cyklu.
Temat niniejszego liryku to namiętność rodząca się między kochankami. Podmiotem lirycznym jest mężczyzna, który przedstawia miłość jako doświadczenie zmysłowe, mające miejsce na łonie natury – i przy jej współudziale. Wypowiada się on zarówno w pierwszej osobie liczby pojedynczej (np. gdym wargami wygarniał; nie wiem; porwałem), jak i posługuje się formą podmiotu zbiorowego, współtworząc „my” ze swoją partnerką (zrywaliśmy; szept nasz tylko wówczas nacichał). Niekiedy także zwraca się bezpośrednio do kochanki (duszno było od malin, któreś, szepcąc, rwała; żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła).
Malinowy chruśniak, czyli krzewy o różowoczerwonych owocach staje się azylem dla zakochanych. Tworzy on wyizolowany mikropejzaż. Na niewielką przestrzeń, wypełnioną słońcem i pełnią życia, nakłada się ludzka namiętność. Mężczyzna relacjonuje swoje doświadczenia w czasie przeszłym, jednakże w jego słowach nie ma nostalgii:
W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
Ukazane tu rośliny zapewne nie rosną zbyt gęsto i nie są wysokie, jak również nie mogą z znajdować się daleko od zabudowań domowych czy gospodarczych, skoro spotkanie kochanków odbywa się przed ciekawych wzrokiem. Ale dla bohaterów wiersza, zapodzianych po głowy, a więc zapamiętanych w swojej miłości, przestrzeń ta nie istnieje. W trakcie swojej schadzki, trwającej długie godziny, są całkowicie oddani sobie.
Rzecz dzieje się podczas słonecznego dnia, choć przypomniana jest tu także noc, w której maliny osiągnęły dojrzałość. Palce kobiety, czerwone od ich soku, kojarzą się mężczyźnie z krwią, co może wzbudzać niepokój, lecz na szczęście to tylko obrazowa metafora.
Zastanawiające jest, dlaczego są one skrwawione na oślep. Być może przenośnia ta eksponuje wrażenia kobiety, która zachowuje się spontanicznie lub poddaje się pieszczotom partnera z zamkniętymi oczami.
Miłosne spotkanie pary odbywa się na łonie natury, jednak i to przynosi zaskoczenie, jest bowiem ona daleka od konwencjonalnego obrazu fauny i flory:
Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory,
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.
Basowe huczenie bąka, gnijący liść, pajęczyny przypominające łachmany (przymiotnik złachmaniały jest neologizmem poety) i kosmaty żuk składają się na wyobrażenie naturalistyczne, prezentujące elementy często pomijane w opisach przyrody.
Kolejna strofa przedstawia kochanków, którzy wzajemnie doświadczają swojej bliskości:
Duszno było od malin, któreś, szepcąc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.
Wysoka temperatura upalnego letniego dnia, wzmocniona dodatkowo intensywnością przeżyć, sprawia, że mężczyźnie i kobiecie trudno oddychać. Nacichający w woni malin szept kochanków to znak łączenia wrażeń pochodzących z różnych zmysłów, czyli synestezji.
Czasownik nacichać stanowi neologizm nazywający stopniowe cichnięcie głosu bohaterów. Zapach owoców łączy się z wonią ludzkiego ciała. Mężczyzna, wygarniając z dłoni kobiety maliny, tyleż zaspokaja swoje łaknienie, co doświadcza bliskości cielesnej z kochanką. Występowanie obok siebie rzeczownika wargi i czasownika wygarniać przynosi ciekawą realizację instrumentacji głoskowej.
Różowoczerwone owoce służą zmysłowym i subtelnym pieszczotom:
I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I nie chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.
Stanowią one wstęp do gry miłosnej dwojga ludzi, którzy odkrywają swoje ciała. Przyroda, jak zwykle ma to miejsce w liryce miłosnej, nie stanowi tła wydarzeń, lecz jest ich aktywnym uczestnikiem – jej owoce, maliny, służą pogłębieniu wrażeń dotykowych.
Opis zbliżenia kochanków kończy pocałunek, który kobieta składa na spoconym czole mężczyzny, oddając mu następnie swoje dłonie:
I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie – oddałaś w skupieniu,
A chruśniak malinowy wciąż trwał dookoła.
Bohater-podmiot liryczny nie przedstawia szczegółowo wyglądu partnerki, lecz prezentuje ją w działaniu, zwracając uwagę na takie części ciała, jak wargi, dłonie czy palce, co daje subtelny obraz, nietworzący jednocześnie wyrazistego portretu. Niewiele wiadomo także na temat zewnętrzności mężczyzny.
Taka konstrukcja postaci nadaje wierszowi wymiar uniwersalny – ukazuje on nie określonego mężczyznę i określoną kobietę, ale mężczyznę i kobietę w ogóle. Mimo to wizja ta nie przestaje być sugestywna – odbiorca jest świadkiem intymnej sceny, czuje zapach malin i oddechy kochanków. Czas „dziania się” także jest tutaj nieokreślony. Wyznacza go tylko pora dojrzewania malin.
Wiersz spaja klamra kompozycyjna: na początku i na końcu pojawia się statyczny obraz malinowego chruśniaka. Jego bezruch kontrastuje z akcją, która ma miejsce nie opodal krzewów.
Miłość w niniejszym liryku jest zmysłowa, opiera się przede wszystkim na namiętności. Odbiera się ją za pomocą wzroku, dotyku, słuchu, węchu i smaku. Jak można wywnioskować, wyakcentowana została tu jej początkowa faza, w której kochankowie wzajemnie odkrywają swoje ciała. Daje im to wiele radości.
Utwór buduje regularny trzynastozgłoskowiec o rymach abba. Jego zrytmizowany tok, wzmocniony składnią polisyndetyczną (o czym świadczą liczne wypowiedzenia współrzędne rozpoczynające się od spójnika i), narzuca powolną lekturę i przyczynia się do odbierania ukazanych wydarzeń ze spokojem, choć jest w nich wiele namiętności.
W malinowym chruśniaku to jeden z najbardziej znanych polskich erotyków. Do jego popularyzacji przyczyniło się wykonanie go przy akompaniamencie muzycznym przez Marka Grechutę i Krystynę Jandę w formie poezji śpiewanej.
Na koniec interpretacji niniejszego utworu należy uwzględnić kontekst biograficzny. Otóż w 1918 r. Leśmian, podczas letniego pobytu u ciotki Gustawy Sunderland w Iłży, poznał Dorę Lebenthal, żydowską lekarkę. Żonaty i dzietny poeta zaprzyjaźnił się z nią, następnie nawiązali ze sobą romans, a nawet planowali wspólne życie w Paryżu, do czego jednak nie doszło. Pomimo to miłość i przyjaźń artysty z Lebenthal przetrwała wiele lat. Gdy popadł on w poważne kłopoty finansowe, kochanka pomogła mu w ich rozwiązaniu, sprzedając w tym celu swój majątek w Mławie i mieszkanie w Warszawie. To właśnie Dora Lebenthal jest adresatką cyklu W malinowym chruśniaku. Pierwowzorem jego poetyckiej przestrzeni był teren za domem Gustawy Sunderland. Krzewy z czerwonoróżowymi owocami podobno rosną tam do dnia dzisiejszego.
(z tomu Łąka, 1920)