Wiersz „Kryzys w branży szarlatanów” powstał w roku 1935. W tym czasie poeta przebywał w Wilnie. W utworze została oddana aura małych miasteczek – Gałczyński często czynił tematyką swoich wierszy ów specyficzny miejski folklor. Jako ciekawostkę można zaznaczyć, że Grzegorz Turnau wykonywał Kryzys w branży szarlatanów w formie piosenki. Nie dziwi to, wszakże wiele wierszy Gałczyńskiego zostało zaadaptowanych na utwory muzyczne ze względu na swoją wyjątkową rytmiczność.
Podmiot liryczny występuje w pierwszej osobie. Niewiele można o nim powiedzieć. Z pewnością jest wnikliwym obserwatorem i bywalcem miejskich targów. Darzy też sympatią tytułowych szarlatanów. Osoba mówiąca przypomina nieco narratora. Utwór w swej formie jest zbliżony do ballady (dialogi, podmiot liryczny jako opowiadacz, „narrator”), jednak nie ma w nim fabuły, co nie pozwala zaklasyfikować go do tego gatunku literackiego. Wiersz przypomina opowiastkę także z powodu nieregularnej budowy (brak podziału na strofy, nierówna liczba sylab w wersach). Nie można jednakże mówić o chaosie – w liryku pojawiają się bowiem rymy: męskie (warg – targ), żeńskie (paniusie – Chrystusie), dokładne (przedmostku – wosku) i niedokładne (bylin – chyli, coś – kość). Układ rymów prezentuje się następująco: aabccb. Pozwala to na wyodrębnienie z korpusu wiersza całostek sześcio-wersowych – swoistych „rozdziałów”. Co ciekawe, utwór jest bardzo dynamiczny – co zostało osiągnięte dzięki posłużeniu się zdaniami pojedynczymi, często nawet nie rozwiniętymi.
Podmiot liryczny przechadza się po miejskim targu. Targowisko pustoszeje, powoli kończy się dzień. Uwagę opowiadacza przyciąga postać szarlatana – kupca, który sprzedaje przedmioty o właściwościach magicznych:
– Hej, panowie, paniusie,
bracia-siostry w Chrystusie,
kupcie ode mnie coś:
Mam lalki od miłości,
maści od samotności
i Polikarpa i Polikarpa kość…
Hej, paniusie, panowie,
kupcie u mnie cokolwiek –
z febry od rana drżę!
Ocet siedmiu złodziei
i babiloński kleik,
i poudre de pourlimpimpim…
Szarlatan stara się zachęcić przechodniów do kupna od niego jakiś towarów. Nie udało mu się nic sprzedać przez cały dzień. Jest mu zimno, stara się za wszelką cenę przyciągnąć do siebie klientów. Nic to jednak nie daje. Stoisko szarlatana obchodzone jest szerokim łukiem. Ludzie nie wierzą w jego magię, nie doceniają jego pracy i nadzwyczajnych zdolności. Jego zawód nie cieszy się poważaniem. Warto zauważyć, że prezentując swoją ofertę, szarlatan posługuje się zdrobnieniami – jakby sam pobłażliwie traktował swój fach. Co ważne, poeta oddał słowa szarlatana w formie mowy niezależnej – oddał mu głos. Zbliża to utwór do formy ballady, o czym była mowa wyżej. Szarlatan zostaje zepchnięty na margines społeczny. Za biednym magikiem wstawia się podmiot liryczny:
Więc ty. Najświętsza Panno,
dopomóż szarlatanom,
by nie pomarli zimą jak wróble.
Podmiot liryczny niesie swoje prośby bezpośrednio do Matki Boskiej (apostrofa). Prosi ją, aby objęła swoją opieką biednych szarlatanów. Przejmuje się ich losem, współczuje im. Skąd ta sympatia?
W XX wieku szarlatani nie cieszyli się poważaniem wśród społeczeństwa. Ich pracy nie doceniano, nie wierzono im. Uważano, że nie potrzeba żadnego trudu ani umiejętności, aby stworzyć magiczną lalkę, czy leczniczą maść. Podobnie rzecz ma się w stosunku do poetów. Wielu osobom wydaje się, że napisanie wiersza nie wiąże się z pracą i trudem – ot tak, po prostu, wystarczy usiąść przy biurku i naskrobać utwór. Już na poziomie tytułu Gałczyński podejmuje swoistą grę z czytelnikiem. Otóż nie ma żadnej branży szarlatanów. Szarlatan to nie zawód – przynajmniej w rozumieniu ogółu społeczeństwa. Podobnie odbierani są poeci. Nie zwykło się mówić, że uprawianie poezji jest rodzajem pracy zarobkowej. Pracę twórczą odbiera się raczej jako rodzaj fanaberii czy hobby. Podmiot liryczny-poeta wstawia się za swoimi współbraćmi do Matki Bożej, wszak doskonale potrafi wczuć się w ich położenie. Warto zaznaczyć, że w swoich wierszach Gałczyński kilkakrotnie kierował prośby do Matki Bożej, czyniąc ją swoją – w nieco przewrotny sposób – patronką.