Serwus Madonna – interpretacja

Utwór „Serwus Madonna” pochodzi z 1929 roku i jest dziś uznawany za jeden z najpopularniejszych liryków poety. Dzięki niebywałej melodyjności i rytmiczności (forma hymnu) wiersz był wielokrotnie śpiewany. Efekt ten został spotęgowany przez regularną budowę (pięć strof czterowersowych o układzie 13 -13 -13 – 5 sylab) i powtarzający się refren. Utwór jest wypowiedzią na temat istoty poezji i roli poety. Ma charakter dość osobisty, ze względu na następujące fakty: podmiot liryczny wyrażony w pierwszej osobie, odniesienia do dzieciństwa autora oraz kreację poety-cygana.

Już sam tytuł każe się zastanowić nad przesłaniem utworu. Połączenie słowa przynależącego do języka potocznego z określeniem Matki Boskiej szokuje. Co więcej, Gałczyński zdecydował się za zapis słowa „madonna” małą literą. Nie chodzi tu jednak o desakralizację Maryi. Dopatrywać się tu raczej należy swoistego stosunku podmiotu lirycznego do rzeczywistości – podmiot liryczny bowiem prezentuje postawę zawadiaki, awanturnika, żartownisia.

W wierszu zostaje zaprezentowana kreacja poety – cygana:

Niechaj tam inni księgi piszą. Nawet

niechaj im sława dźwięczy jak wieża studzwonna,

ja ksiąg pisać nie umiem, a nie dbam o sławę –

serwus, madonna.

Podmiot liryczny – poeta – przyznaje, że nie jest wybitnym twórcą. Co więcej, nie ma aspiracji, aby tworzyć wielkie dzieła. Zadanie pisania arcydzieł pozostawia innym. Poeta nie dba także o sławę. Żyje chwilą. Jego twórczość ma charakter żartobliwy, a samo pisanie poezji jest rodzajem zabawy. Zwrotka kończy zawołaniem: „serwus, madonna”. Ten powtarzający się jak mantra refren można intepretować dwojako. Po pierwsze, jako nietypowe oddanie czci boskiej rodzicielce – wszakże Gałczyński starał się być oryginalny niemal w każdej sferze życia. Tak nakazywała przyjęta przez niego rola poety-awanturnika, lirycznego błazna. Z drugiej strony, takie zawołanie może być formą wzniesienia toastu.

Podmiot liryczny jest człowiekiem o problemach emocjonalnych:

Przecie nie dla mnie spokój ksiąg lśniących wysoko

i wiosna też nie dla mnie, słońce i ruń wonna,

tylko noc, noc deszczowa i wiatr, i alkohol-

serwus, madonna.

Nie dla niego spokój i harmonia. Poeta nie odnajduje się w otoczeniu krajobrazów malowniczych, w promieniach słońca. Opisane przy użyciu epitetów (lśniące księgi, wonna ruń) pejzaże nie współgrają z jego osobowością. Przylegają do niego raczej wartości negatywne – smutek, ponurość, strach (epitet: noc deszczowa). Ponadto jest alkoholikiem – co tym bardziej pozwala refren traktować jako wzniesienie toastu przy kolejnym kieliszku. Poeta zdaje sobie sprawę ze swojej pospolitości. Swoim życiem nie wnosi nic do świata. Nie zapisze się na kartach historii. Po nim przyjdą kolejni pomniejsi poeci. Warto zauważyć, że podmiot liryczny dokonuje trafnej – jak na alkoholika i człowieka pogrążonego w depresji – diagnozy świata:

Wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie-

serwus, madonna.

Życie przyrównuje do snu wariata. Wszystko wydaje się nierealne i nieprezentujące większej wartości. Wszakże śmierć i tak zgarnie wszystko. W tym sensie nie warto za życia starać się gromadzić dóbr, nie warto też zabiegać o sławę. Mimo, że w krótkich słowach o zabarwieniu żartobliwym, podmiot liryczny wypowiada bardzo trafne komentarze.

Kolejna strofa odnosi się do Madonny:

To ty jesteś, przybrana w złociste kaczeńce,

kwiaty mego dzieciństwa, ty cicha i wonna-

że rosa brud obmyje z rąk, splatam ci wieńce-

serwus, madonna.

Podmiot liryczny widzi Maryję w koronie z kaczeńców. Jak wiadomo, są to kwiaty żółte, bijące dość charakterystycznym blaskiem. Żółty z kolei kojarzy się ze złotem. Złoto z dostojnością. Trzeba odnotować, że ta strofa utrzymana jest w innej tonacji. Jest podniosła, pisana stylem poważnym. W refleksji o Matce Boskiej nie ma miejsca na żart i drwinę. Ważne, aby dostrzec, że obraz Maryi Gałczyńskiego w dużej mierze pokrywa się z wizerunkiem Matki Boskiej Zielnej – tak typowym dla ludowej polskiej religijności. Opisując Maryję Gałczyński korzysta z wielu epitetów, tworząc przed czytelnikiem swoisty portret boskiej rodzicielki. Omawiana strofa ma charakter osobisty. Podmiot liryczny odwołuje się w niej do swojego dzieciństwa, zapewne spędzonego na wsi. Dzieciństwo kojarzone jest z błogością, czystością i bezpieczeństwem. Podmiot liryczny oddaje hołd Maryi – składa jej wieńce z polnych kwiatów. Ponadto poeta dostrzega, że wraz z odejściem dzieciństwa stał się człowiekiem grzesznym i nieczystym – ma „brudne ręce”.

Ostatnia strofa jest bezpośrednim zwrotem do adresata (apostrofa). Podmiot liryczny dokonuje swojej charakterystyki:

Nie gardź wiankiem poety, łotra i łobuza;

znają mnie redaktorzy, zna policja konna,

a tyś jest matka moja, kochanka i muza-

serwus, madonna.

Poeta mówi, że jest łotrem, łobuzem. Wcześniej poinformował o swoim alkoholizmie i warcholstwie. Jest znany policji, ale także redaktorom – zapewne publikuje swoje utwory w prasie. Jest człowiekiem słabym i marnym. Mimo to prosi o wstawiennictwo Matkę Bożą. Nazywa on ją swoją matką, kochanką i muzą. Jest to dość dziwne połączenie. O ile nie dziwi nazwanie Madonny matką, o tyle obrazoburcze jest określenie jej kochanką (nawet nie oblubienicą). Trzeba jednak zauważyć, że podmiot liryczny użył przestarzałej formy „tyś” – co nadaje utworowi tonu podniosłego, uroczystego.

Utwór ma charakter lirycznej modlitwy „syna marnotrawnego” – zbuntowanego poety żartownisia. Mimo żartobliwego tonu, trzeba wskazać także na drugie dno utworu. Wiersz w gruncie rzeczy jest dość smutny – by nie rzec pesymistyczny. Mówi o przemijaniu, o niestałości, o marności świata i człowieka. Podmiot liryczny ma pełną świadomość swoich wad i słabości, potrafi także dostrzec mechanizmy rządzące światem. Wiersz ma charakter podniosły – mimo dość przewrotnego refrenu. Świadczy o tym tematyka oraz nieco biblijna stylizacja językowa (przerzutnie, układ stroficzny, formuła hymnu, użycie słów: albowiem, tyś).

Dodaj komentarz