Karuzela z madonnami – interpretacja

Utwór Karuzela z madonnami pierwszy raz ukazał się w 1955 roku w czasopiśmie „Twórczość”, a ostatecznie wszedł w skład cyklu nazwanego Ballady peryferyjne, który znalazł się w 1956 roku w tomie Obroty rzeczy. Zarówno w tym wierszu, jak i w znanej Rozprawie o stolikowych baranach, dominuje zgodnie z tytułem balladowy rytm i tematyka peryferyjna. Białoszewski po raz kolejny we właściwy sobie fenomenalny, oryginalny sposób opowiedział o swojej fascynacji nie tylko do „rupieci”, ale też do tego, jak przedmioty, na które zwraca uwagę, funkcjonują w kulturze – ludowej, jarmarcznej, w kulturze kiczu. Aż dziw, że tak awangardowy twórca sięga po kulturę niską i na swój sposób opiewa tradycję ludową.

Utwór Karuzela… prezentujący bardzo barwnie zabawę w wesołym miasteczku można podzielić na trzy części. Na początku podmiot liryczny zwraca się do dziewcząt, które nazwał „madonnami”, zachęcając je energicznie do wejścia na karuzelę. Następnie dzięki szczegółowemu opisowi widzimy oczyma wyobraźni konie na karuzeli, siedzące na nich panny i stopniowy, oddany w rytmie i strukturze wiersza rozruch maszyny:

Wsiadajcie, madonny

         madonny

Do bryk sześciokonnych

         …ściokonnych!

Konie wiszą kopytami

         nad ziemią.

One w brykach na postoju

         już drzemią.

Każda bryka malowana

         w trzy ogniste farbki

I trzy są końskie maści:

         od sufitu

         od dębu

         od marchwi.

Drgnęły madonny

I orszak konny

Ruszył z kopyta.

Lata dokoła

Gramofonowa

Płyta,

Taka

         płyta:

Karuzela wygląda niezwykle barwnie, epitet „trzy ogniste farbki” mówi o jaskrawości i tandecie. Miszmasz panuje też w wyglądzie plastikowych koników, gdyż podmiot liryczny zauważa „trzy różne maści”. Białoszewski uwzniośla ten obraz, nazywając go dumnie „orszakiem”. W tle zabawy słychać wesołą muzykę, puszczaną z płyty gramofonowej. Kolisty ruch płyty wzmacnia wrażenie kolistego ruchu karuzeli, która w drugiej części utworu rozpędza się i w końcu bardzo szybko wiruje. Emocje i zachwyt podmiotu lirycznego wzmaga się wraz ze zwiększaniem tempa obrotu karuzeli:

Migają w krąg anglezy grzyw

I lambrekiny siodeł,

I gorejące wzory bryk

Kwiecisto-laurkowe.

A w każdej bryce vis à vis

Madonna i madonna

W nieodmienionej pozie tkwi

Od dziecka odchylona

— białe konie

— bryka

— czarne konie

— bryka

— rude konie

— bryka

Magnifikat!

Anglezy to długie, spiralne loki, natomiast lambrekiny to dekoracyjne pasy tkaniny, które mogą być zakończone frędzlami. Przedstawiony został zatem migotliwy obraz unoszących się i jakoby rozwiewanych przez wiatr grzyw koników, poecie udało się osiągnąć wrażenie płynnego unoszenia się. „Gorejące”, „kwiecisto-laurkowe” kolory podkreślają przepych, jakim charakteryzuje się kicz. Zabawa jest jednak mimo to uroczysta, ma charakter świąteczny, który został oddany choćby przez skojarzanie dziewcząt z Matką Boską i wykorzystanie biblijnego zwrotu „Magnifikat”. Słowo to jest tytułem hymnu radosnego uwielbienia Boga, który wypowiada Maryja („Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim”).

Dumnie brzmiące słowo „madonna” i wprowadzenie skojarzeń sakralnych jest typowym dla Białoszewskiego połączeniem kultury niskiej z wysoką, co wzmaga się jeszcze w dalszym opisie wirującej karuzeli, gdy podmiot przygląda się bliżej biorącym udział w zabawie dziewczętom:

A one w Leonardach min,

W obrotach Rafaela,

W okrągłych ogniach, w klatkach z lin,

W przedmieściach i niedzielach.

I w każdej bryce vis à vis

Madonna i madonna.

I nie wiadomo, która śpi,

A która jest natchniona

— szóstka koni

— one

— szóstka koni

— one

— szóstka koni

— one

Zakręcone!

Poprzez krótkie, czasem jednowyrazowe wersy i stosowanie przeplatanych rymów, poeta osiągnął efekt niezwykłej ekspresji i dynamiki, odpowiadającej tempu poruszającej się karuzeli. „Madonny” korzystające w niedzielę z jarmarcznej rozrywki, którą oferuje przedmieście, mają zamknięte oczy i kojarzą się przez to podmiotowi lirycznemu z „natchnionymi”, pochodzącymi z obrazów wielkich włoskich artystów (Leonarda da Vinci i Rafaela) portretami kobiet.

Ostatnia część utworu to opis końca zabawy – stopniowego zwalniania karuzeli. Białoszewski nie tylko w urywanych słowach, ale także graficznie, oddał zwalniający, kolisty ruch. Ten stylistyczny zabieg przypomina nowatorskie rozwiązania, zaczerpnięte od awangardowych twórców, takich jak Bruno Jasieński czy Julian Przyboś:

I coraz wolniej karuzela

Puszcza refren

I preryfe

         rafa

            elickie

         madonny

              przed

         mieścia

wymieniają  

         konne piętro

— — — — — — — —

Wsiadajcie

         w sześcio…!

Białoszewski w charakterystyczny dla swojej poezji sposób skompilował dwa słowa, tworząc neologizm „peryferafaelickie”. Podkreśla on różnicę między miastem a peryferiami, dowartościowując to drugie, także przez wprowadzenie w przestrzeń kiczu i tandety skojarzeń sakralnych i przypomnieniem obrazów wybitnego malarza Rafaela.

Utwór Karuzela… zatoczył koło zarówno w swojej strukturze, jak i treści. Całkowite zatrzymanie maszyny jest początkiem kolejnej, równie ekscytującej i zachwycającej tury – do karuzeli wsiądą i „wyruszą” razem z nią nowe „madonny”. Ciągłość fascynującej zabawy podkreślił poeta także poprzez zastosowanie wielokropka i wykrzyknienia.

Powyższą analizę utworu dopełnia spostrzeżenie badaczy literaturoznawców, dotyczące kreacji językowej, mistrzowsko tworzonej niemal w każdym utworze Białoszewskiego:

„W czasach, gdy poezja przywykła do czerpania z mowy potocznej albo właśnie z nią radykalnie zrywała, Białoszewski łączy skrajne tendencje: kolokwialną spontaniczność z językowym kreacjonizmem posuniętym aż do naruszenia integralności wyrazu i do zmiany jego przynależności do części mowy (np. wywód jestem’u), nie mówiąc o żywiołowej inwencji słowotwórczej i frazeologicznej (…) Językowe tworzywo traktuje jak wytrawny rzemieślnik, to znaczy: z czułą bezwzględnością. Anakoluty, elipsy, inwersje i retardacje, niespodzianki składniowe i wersyfikacyjne godne poetów baroku, karkołomne neologizmy słowotwórcze (…) – wszystko to łączy z językowym dowcipem i wyjątkową wrażliwością na muzyczne walory słowa.” [S. Falkowski, P. Stępień, Ciężkie norwidy, czyli subiektywny przewodnik po literaturze polskiej, Świat Książki, Warszawa 2009, s. 558.]

Dodaj komentarz