Pieśń IX z Ksiąg pierwszych, tytułowana od początkowych słów Chcemy być sobie radzi, ma charakter filozoficzno-refleksyjny. Składa się z dziesięciu czterowersowych strof o rymach parzystych (aabb), w których dwa początkowe wersy mają po siedem, a dwa kolejne po trzynaście sylab.
Przedziały składniowe przeważnie pokrywają się z ich granicami. Takie ukształtowanie formalne tworzy spokojny rytm pieśni. Język utworu cechuje prostota sprzyjająca komunikatywności przekazu. Poeta scala tu światopogląd epikureizmu i stoicyzmu. Przedstawiciele pierwszej szkoły uważali, że człowiek powinien korzystać z życia, drugiej zaś przekonywali, że trzeba zachowywać równowagę duchową.
W niniejszym wierszu mamy do czynienia z liryką bezpośrednią. Podmiot liryczny ujawnia się zarówno w pierwszej osobie liczby mnogiej (chcemy), jak i pojedynczej (np. chwalę, spuszczę, nie wiem). W ten sposób dowodzi swojej łączności z ludźmi, ale także zaznacza własną odrębność. Przemawia z pozycji autorytetu, znawcy życia.
Pierwsza strofa jest wyrazem Horacjańskiego hasła carpe diem, czyli „chwytaj dzień” – bierz z niego jak najwięcej. Osoba mówiąca zachęca czytelników do cieszenia się życiem i biesiadowania:
Chcemy być sobie radzi.
Rozkaż, panie, czeladzi,
Niechaj na stół dobrego wina przynaszają,
A przy tym w złote gęśle albo w lutnią grają.
Zabawę w towarzystwie przyjaciół powinny urozmaicać dobre wino i muzyka. Mowa tutaj, rzecz jasna, o rozrywkach z umiarem, praktykowanych zgodnie z horacjańską zasadą „złotego środka”, a nie o hedonistycznym podejściu do życia.
„Ja” liryczne uczy czytelników, że należy radować się dniem dzisiejszym, ponieważ nie wiadomo, co przyniesie przyszłość – kiedy indziej możemy nie doświadczyć tego, co jest dostępne tu i teraz:
Kto tak mądry, że zgadnie,
Co nań jutro przypadnie?
Sam Bóg wie przyszłe rzeczy, a śmieje sie z nieba,
Kiedy sie człowiek troszcze więcej niżli trzeba.
Tylko Stwórca posiada wiedzę dotyczącą jutra, dlatego trzeba żyć teraźniejszością, a nie odległym czasem, którego jeszcze nie ma. Nawet najmądrzejszy człowiek nie przewidzi przyszłości – przekonanie to wyraża pytanie retoryczne.
Istota ludzka poddana jest kapryśnym wyrokom Fortuny, czyli zmienności losu. W każdej chwili może ona odebrać jej wszystkie wartości, włącznie z życiem:
Szafuj gotowym bacznie.
Ostatek jako zacznie,
Tak Fortuna niech kona: raczy li łaskawie,
Raczy li też inaczej – my siedzieć w jej prawie.
U Fortuny to snadnie,
Że kto stojąc upadnie,
A który był dopiero u niej pod nogami,
Patrzajże go po chwili, a on gardzi nami.
Skoro zwieńczeniem egzystencji człowieka będzie śmierć, trzeba przeżywać radosne chwile jak najpełniej.
W zacytowanych zwrotkach pojawia się nawiązanie do przysłowia Fortuna kołem się toczy, zgodnie z którym w każdym momencie może nastąpić zmiana losu – na dobre lub złe.
Reguły rządzące rzeczywistością są trudne do wytłumaczenia i nie da się ich wyjaśnić za pomocą rozumu:
Wszystko sie dziwnie plecie
Na tym tu biednym świecie,
A kto by chciał rozumem wszystkiego dochodzić,
I zginie, a nie będzie umiał w to ugodzić.
Oczywiście nie znaczy to, że rozum nie ogrywa ważnej roli: to właśnie dzięki niemu możemy zachować równowagę wewnętrzną w radości i smutku.
Ponieważ podlegamy śmierci, nie powinniśmy zużywać swojej energii na zamartwianie się sprawami, na które nie mamy wpływu:
Prózno ma mieć na pieczy
Śmiertelny wieczne rzeczy:
Dosyć na tym, kiedy wie, że go to nie minie,
Co z przeźrzenia Pańskiego od wieku mu płynie.
Nie wolno nam także wchodzić w kompetencje Boga.
Jedynym wyjściem w takiej sytuacji jest zachowywanie równowagi duchowej:
A nigdy nie zabłądzi,
Kto tak umysł narządzi,
Jakoby umiał szczęście i nieszczęście znosić:
Temu mężnie wytrzymać, w owym sie nie wznosić.
Stąd nie należy zbytnio cieszyć się powodzeniem, bo niebawem może ono stać się tylko przeszłością i odwrotnie – w niedoli nie wolno rozpaczać; znacznie rozsądniejsze wyjście to wiara w lepszą przyszłość.
Jedyną stałą wartością jest cnota – praktykowanie uniwersalnych zasad moralnych:
Chwalę szczęście stateczne:
Nie chce li też być wieczne,
Spuszczę, com wziął, a w cnotę własną się ogarnę
I uczciwej chudoby bez posagu pragnę.
W powyższej strofie podmiot liryczny ujawnia się w pierwszej osobie liczby pojedynczej i potwierdza głoszone poglądy swoim autorytetem. Przekonuje, że nie należy dążyć do bogactwa – szczęście daje poprzestawanie na małym. Z ironią mówi on o modleniu się o dostatek do świętych oraz o tym, że cały czas możemy zostać pozbawieni wartości materialnych – gdy będziemy przywozić kosztowności statkiem, pochłonie je żywioł powietrza i wody:
Nie umiem ja, gdy w żagle
Uderzą wiatry nagle ,
Krzyżem padać i świętych przenajdować dary,
Aby łakomej wodzie tureckie towary
Bogactwa nie przydały,
Wpadłszy gdzie między skały.
Tam ja bezpiecznym sercem i pełen otuchy
W równej fuście popłynę przez morskie rozruchy.
Dlatego lepiej mieć serce wolne od trosk, poruszać się skromną łodzią i posiadać tylko takie dobra, które są niezbędne w życiu. Wagę słów wypowiedzianych przez podmiot liryczny w dwóch końcowych zwrotkach podkreśla kunsztowna przerzutnia międzystroficzna.
Poeta łączy w swoim utworze tradycję antyczną i chrześcijańską. Stąd obok władzy chrześcijańskiego Boga dopuszcza aktywność bezlitosnej Fortuny.