Pamięć to bardzo ciekawe zjawisko. Teoretycznie każdy z nas ma własną oraz posiada prawo do pamiętania wielu wydarzeń na swój własny sposób. Niektóre wydarzenia niosą jednak znaczenie dla ogromnych rzesz ludzkich, zapisują się wówczas w tak zwanej pamięci zbiorowej. Dobrą przechowalnią takiej pamięci jest choćby literatura, która wielokrotnie udowadniała, że może stanowić swoiste intelektualne archiwum nie tylko jednostek ludzkich, lecz także całych zbiorowości, grup etnicznych czy narodów.
Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego to książka reportażowa, która upamiętnia pobyt autora w sowieckim łagrze w czasie II wojny światowej. Był on tam świadkiem nieprawdopodobnego procesu dehumanizacji jednostki ludzkiej, jaki zachodził zarówno w Związku Radzieckim, jak i w III Rzeszy. Obozy miały za zadanie nie tylko wykorzystywać więźniów do katorżniczej pracy, lecz także całkowicie odebrać im godność i tożsamość ludzką.
Autor opisuje to jak więźniowie traktowani byli gorzej od zwierząt, bici, głodzeni, mordowani lub pozostawiani na śmierć, gdy nie nadawali się do dalszej pracy. Odbierano im życie, odbierano im jakiekolwiek prawa, odbierano im godność. Był to mechanizm dotąd bezprecedensowy na skalę światową. Herling-Grudziński swoją powieścią zachowuje więc pamięć o czym absolutnie nowym, choć w nowym w bardzo złym tego słowa znaczeniu.
Inny świat jest świadectwem pamięci o ludzkim zezwierzęceniu, podłości oraz o tym, jak niektórzy próbowali zachować godność w najmniejszym nawet geście, uśmiechu czy słowie. Sam autor był wobec tego mechanizmu bezbronny. Jedyne, co mógł zrobić, to opisać to, co przeżył. Zostawił w ten sposób przyszłym pokoleniom wielkie ostrzeżenie na temat tego, co człowiek może zrobić drugiemu człowiekowi, jeśli zostawić mu w tej kwestii zupełnie wolną rękę. Warto czytać Inny świat, chociaż jest to bardzo trudna lektura. Warto skorzystać z zawartego w nim ostrzeżenia.
Hanna Krall napisała reportaż pt. Zdążyć przed Panem Bogiem, w którym zawarła swoją rozmowę z Markiem Edelmanem, jednym z przywódców powstania w getcie warszawskim w 1943 roku. Reportażystka rozmawia z Edelmanem wiele lat po zakończeniu powstania, które zdążyło w tym czasie obrosnąć legendą.
Sam Edelman odbrązawia tę legendę, mówiąc o powstaniu nie jako o zrywie bohaterskim, lecz bardzo desperackim, źle przygotowanym i przeprowadzonym przez ludzi absolutnie niegotowych do tego rodzaju działań, które było w gruncie rzeczy wyborem rodzaju śmierci, niż zrywem, który miał jakąkolwiek nadzieję na powodzenie. Żydzi chcieli zwrócić uwagę na swoje cierpienie, składając się w ofierze.
Zdążyć przed Panem Bogiem to bardzo smutne świadectwo tego, że nasza pamięć potrafi nadawać zdarzeniom, sytuacjom i ludziom rys, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Próba zaś konfrontacji z nią potrafi być bolesna. Marek Edelman spotkał się z wielką krytyką za opowiadanie o tym, jak powstanie w getcie wyglądało naprawdę, ponieważ ludzie woleli wierzyć w wymyśloną przez siebie i ułożoną w wyobraźni, heroiczną jego wersję.