Jakiś czas temu miałem niesamowity sen. Śniło mi się, że trafiłem na planetę Małego Księcia. Obudziłem się na niej, gdy on czyścił jeden z wulkanów. Początkowo przyglądał mi się nieufnie, zaskoczony obecnością nieznajomego na jego asteroidzie B-612. Sam również byłem zdezorientowany, ponieważ pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Próbowałem się obudzić, jednak okazało się to niemożliwe. Mały Książę nagle podszedł do mnie i podał mi rękę, mówiąc:
- Witaj, nieznajomy. Nie wiem, kim jesteś, ale wydajesz się równie przestraszony, co ja. Pewnie jesteś głodny? Nie widziałem, kiedy się tu pojawiłeś, jednak na pewno nie stało się to przed chwilą — jego głos był spokojny, choć wyczuwałem w nim nutkę niepewności i strachu.
- Jestem Adam. Również nie mam pojęcia, jakim cudem się tu znalazłem, ale z wielką chęcią będę towarzyszył ci, aż nie znajdę sposobu, by wrócić na Ziemię. I tak jestem głodny.
- Ziemia… – zamyślił się Mały Książę — Byłem tam kiedyś, nawiązałem nawet kilka przyjaźni. Powiedz mi, myślisz, że dużo się zmieniło?
- Nie wiem, kiedy dokładnie odwiedziłeś naszą planetę, jednak w ostatnim czasie bardzo się zmieniła. Technologia poszła do przodu, a w miastach dominują ogromne wieżowce stworzone ze szkła i metalu.
- Och! – krzyknął z zachwytem — To musi być niesamowity widok, prawda?
Potwierdziłem skinieniem głowy. Chłopiec znów zamyślił się, a z rozważań wyrwało go dopiero delikatne posykiwanie z krateru. Spojrzał na mnie i zaproponował, abym pomógł mu w codziennych porządkach.
- Gdy skończymy wyrywać baobaby i czyścić kratery, przedstawię cię mojej Róży. Teraz jeszcze zapewne śpi, ponieważ do późna rozmawialiśmy. Kwiaty muszą dużo odpoczywać, drogi Adasiu. Nie są tak aktywne, jak my, ludzie.
Na początku bałem się czyścić kratery, ponieważ wydawało mi się to bardzo niebezpieczne zajęcie, które niewprawnej osobie może zrobić dużo krzywdy. Obserwowałem poczynania Małego Księcia, a gdy zaproponował, abym sam spróbował, chętnie się zgodziłem. Cały czas instruował mnie, przez co cały proces przebiegł szybko. Co okazało się później, dał mi do posprzątania ten nieaktywny już wulkan, ale zgodnie z jego zasadą, on także musiał być wyczyszczony.
Jako następne zabraliśmy się za poszukiwania baobabów. Chłopiec pokazał mi, jak wyglądają zalążki drzew, i w jaki sposób je wyrywać.
- Najważniejsze, żeby nie uszkodzić rośliny. To przecież nie jej wina, że pojawiła się akurat tutaj, gdzie nie ma dla niej miejsca. Zbieram je potem tutaj, do tego worka. Raz w tygodniu jadę na planetę geografa, który zabiera je w miejsca, gdzie mają szansę urosnąć. To ważne, ponieważ sadzonki czują, tak samo, jak my. To jedna z rzeczy, których nauczyła mnie Róża.
Wspólne zbieranie baobabów zajęło nam dość dużo czasu. Nie mam pojęcia, jakim cudem Mały Książę umie sam zrobić tak wiele w ciągu tylko jednego dnia. Sadzonki drzew schowaliśmy do worka, po czym udaliśmy się na odpoczynek. Przeszliśmy w najbardziej odległą część planety, jaką miałem okazję obejrzeć. Na malutkim wzniesieniu, rosła tam Róża. Kwiat również był pełen obaw co do mnie, jednak gdy chłopiec przedstawił mnie i zapewnił ją o moich dobrych intencjach, okazała się bardzo przyjazna.
- Powiedz mi, drogi Adasiu, jak Ci się u nas podoba? Nie wymęczył Cię za bardzo?
- Nie, sam chciałem pomóc, a wspólne zajmowanie się planetą było dla mnie naprawdę ciekawe — od razu odpowiedziałem na pytanie — Wasza planeta jest wspaniała, bardzo chciałbym mieszkać w takim miejscu. Podoba mi się tu dużo bardziej niż na Ziemi — zapewniłem, a oni uśmiechali się z zadowoleniem.
- Adaś był wyjątkowo pomocny. Dzięki niemu udało mi się wyczyścić wszystkie kratery i dokładnie wyplewić baobaby. Chciałbym Ci w podzięce dać jedną z sadzonek, którą dostałem od geografa. Są to krzaki, które spokojnie mógłbym hodować na planecie, ale myślę, że Tobie przydadzą się bardziej.
Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie ta hojność Małego Księcia. Niestety, z wizyty tam nie pamiętam wiele więcej, gdyś wtedy się obudziłem. Na moim biurku leżało jednak małe zawiniątko z nasionkami, które od razu postanowiłem zasadzić w doniczce na oknie. To był wyjątkowy sen… a może nie?