Tren XIX albo sen – interpretacja

Ostatni tren z cyklu, zatytułowany Tren XIX albo sen, przynosi obszerną relację ze snu, w którym podmiotowi mówiącemu, poecie cierpiącemu po śmierci córki, ukazuje się jego zmarła matka z Urszulką na ręku. Bohater liryczny, Jan z Czarnolasu, z powodu rozpaczy długo nie mógł zasnąć i był bardzo udręczony i przemęczony swoim cierpieniem:

Żałość moja długo w noc oczu mi nie dała

Zamknąć i zemdlonego upokoić ciała.

Ledwie mię na godzinę przed świtaniem swymi

Sen leniwy obłapił skrzydły czarnawymi.

Natenczas mi się matka własnie ukazała,

A na ręku Orszulę moję wdzięczną miała.

Jak łatwo się domyślić, ostatni wiersz z cyklu kończy się konsolacją – pocieszeniem poety. Odgrywa on bardzo istotną rolę ze względu na odpowiedzi, jakie otrzymuje Kochanowski, repliki na ważne pytania, które leżą u podstaw jego kryzysu światopoglądowego, zapisanego w poprzednich trenach. Przy pomocy wyjątkowej sytuacji – snu – po tak wielkiej rozpaczy przychodzi pora na ukojenie. Matka jako autorytet, zawsze ma prawo zwrócić uwagę dziecku, nawet dorosłemu, na jego zachowanie. Tutaj wspiera emocjonalnie syna i jest dla niego wiarygodna dlatego, że przychodzi ze świata, w którym przebywa Urszulka.

Tym sposobem obalony światopogląd poety zostaje odbudowany. Rzecz jasna, nie na identycznych podstawach, na jakich Kochanowski oparł go wcześniej, przed tragedią.

Nową wiarę i świadomość Jana z Czarnolasu można odtworzyć poprzez odczytanie pouczeń i pocieszeń, jakich matka udziela mu we śnie. Konsolację przynosi poecie chociażby to, że kobieta wyjaśnia mu podstawowe prawdy egzystencjalne, które najwyraźniej umknęły jej synowi: los ludzki jest wspólny dla wszystkich, a prawa rządzące życiem człowieka są bardzo powszechne:

Człowiek urodziwszy się zasiadł w prawie takim,

Że ma być jako celem przygodom wszelakim.

Z tego trudno się zdzierać! Pocznimy, co chcemy,

Jesli po dobrej woli nie pójdziem, musiemy,

A co wszystkich jednako ciśnie, nie wiem, czemu

Tobie ma być, synu mój, naciężej jednemu.

Odpowiedzią na pytania, które zadawał Kochanowski głównie w Trenie X, są opisy córki pojawiające się we śnie poety razem z jego matką. Jej radosna obecność przynosi pociechę strapionemu ojcu:

Czyli nas już umarłe macie za stracone

I którym już na wieki słońce jest zgaszone?

A my, owszem, żywiemy żywot tym ważniejszy,

Czym nad to grube ciało duch jest szlachetniejszy.

Ziemia w ziemię się wraca, a duch, z nieba dany,

Miałby zginąć ani na miejsca swe wezwany?

O to się ty nie frasuj, a wierz niewątpliwie,

Że twoja namilejsza Orszuleczka żywie.

A tu więc takim ci się kształtem ukazała,

Jakoby się śmiertelnym oczom poznać dała.

Ale między anioły i duchy wiecznymi

Jako wdzięczna jutrzenka świeci, a za swymi

Rodzicami się modli, jako to umiała

Z wami będąc, choć jeszcze słów nie domawiała.

Matka przypomina przy okazji najważniejsze prawdy chrześcijańskiej eschatologii, napominając syna, by trzymał się tej nadziei i pamiętał, że dusza jest nieśmiertelna, a życie wieczne i ważniejsze od ziemskiej egzystencji.

Istotnym elementem przesłania, jakie przynosi bohaterka, jest zwrócenie poecie uwagi na niestałość i niedoskonałość tego świata, w którym człowiek tylko pozornie doświadcza radości, w rzeczywistości natomiast wciąż cierpi. Matka podkreśla zalety tego, że Urszulka nie zaznała wielu ziemskich „przygód”, tzn. przeciwności losu i bólu wpisanego w ludzkie życie. Jej słowa są stanowcze, wręcz surowe, miejscami niemal ironiczne – i działają na podmiot liryczny otrzeźwiająco:

Nie od rozkoszyć poszła; poszłać od trudności,

Od pracej, od frasunków, od łez, od żałośni,

Czego świat ma tak wiele, że by też co było

W tym doczesnym żywocie człowieczeństwu miło,

Musi smak swój utracić prze wielkość przysady,

A przynamniej prze bojaźń nieuchronnej zdrady.

Czegóż płaczesz, prze Boga? Czegóż nie zażyła?

Że sobie swym posagiem pana nie kupiła?

Że przegróżek i cudzych fuków nie słuchała?

Że boleści w rodzeniu dziatek nie uznała?

[…]

W niebie szczere rozkoszy, a do tego wieczne,

Od wszelakiej przekazy wolne i bezpieczne;

Tu troski nie panują, tu pracej nie znają,

Tu nieszczęście, tu miejsca przygody nie mają,

Tu choroby nie najdzie, tu nie masz starości.

To dość konwencjonalne pocieszenie i tłumaczenie zbawiennej obecności duszy w niebie, zgodne z dogmatami wiary katolickiej, wkłada poeta w usta matki nie bez powodu – nie chce momentalnie, po odrzuceniu wszelkich wartości, jakie wyznawał do tej pory, bezkrytycznie przyjąć ich na nowo. Za pomocą tego zabiegu poeta wypełnia obowiązek zamknięcia wszystkich problemów, które poruszył w całym cyklu.

Z jednej strony Kochanowski-ojciec doświadcza zatem pocieszenia. Z drugiej zaś trzeba zwrócić uwagę na to, że problemy, które przeżywa artysta, są przecież nierozwiązywalne. Konsolacją jest oczywiście uchwycenie się tej ścieżki myślenia, jaką pojawiła się w sennej wizji. Jednak ostatecznie Jan z Czarnolasu stwierdza jedynie, że przyjmuje argumentację matki do wiadomości, nie zaś, że przyznaje jej absolutną rację:

Tu zniknęła. – Jam się też ocknął. – Aczciem prawie

Niepewien, jeslim przez sen słuchał czy na jawie.

Dodaj komentarz