Niesamowite spotkanie z przybyszem z asteroidy B-612
To był bardzo nietypowy dzień. Siedziałem na ławce w parku, czytając zadaną na kolejny dzień lekturę. Nauczycielka kazała przeczytać nam „Małego Księcia”. Treść książki bardzo mi się spodobała, całkowicie straciłem poczucie czasu. Gdy skończyłem opowiastkę Exupery’ego, nastał już wieczór. Aby wrócić do domu, musiałem przejść przez większość parku. Udałem się więc najkrótszą możliwą drogą przez główną alejkę. Nagle usłyszałem nietypowy dźwięk. Brzmiało to na młodą sowę, której prawdopodobnie coś się stało. Zacząłem się rozglądać, gdy na drzewie nad sobą ujrzałem chłopca.
Dziecko było młodsze ode mnie kilka lat. Zdecydowanie nie wiedziało, gdzie jest, mimo ciemności widziałem jego przerażony wzrok. Ręką zachęciłem go do zejścia na dół. Dość szybko poradził sobie z tym zadaniem i po chwili stał już przy mnie, patrząc się na mnie swoimi wielkimi oczyma.
- Co robisz tu tak późno w nocy? – zapytałem.
- Ja… nie wiem. Chyba się zgubiłem — powiedział cichym i nieufnym głosikiem.
- Gdzie są twoi rodzice? Jak tu trafiłeś?
- Sam nie wiem. Biegłem długo przed siebie, uciekałem przed różą.
- Jak to? Uciekałeś przed kwiatem? Dobrze się czujesz?
Słysząc mój pełen powątpiewania głos, nie chciał kontynuować tematu. Wziąłem go za rękę i zastanawiałem, co zrobić dalej. Powoli prowadziłem go w kierunku mojego domu, licząc, że rodzice pomogą mi znaleźć jego rodzinę. Dopiero po chwili, gdy podeszliśmy do latarni, zacząłem się mu przyglądać. Miał jasne blond włosy, które doskonale zgrywały się z szalikiem na jego szyi. Wtedy mnie olśniło i zadałem mu jeszcze jedno pytanie, tym razem starając się brzmieć maksymalnie łagodnie i przyjaźnie:
- Powiesz mi, jak się nazywasz?
- Jestem Mały Książę.
- Tak… – powiedziałem i zacząłem rozmyślać, jak mogę pomóc mu wrócić na jego planetę B-612 – Powiesz mi jeszcze raz, jak się tutaj znalazłeś?
- Naprawdę nie wiem! – wykrzyknął, po czym dodał trochę ciszej — Tak po prostu. Pokłóciłem się z moją ukochaną różą i bardzo, ale to bardzo chciałem wrócić na ziemię do lisa. Z całej siły rozpędziłem się i wyskoczyłem z planety. Bardzo długo leciałem, aż w pewnym momencie trafiłem tutaj. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, dlatego wszedłem na drzewo i udawałem dźwięki ptaków, by nikt mnie nie zauważył.
- Ja dzięki temu Cię zauważyłem — powiedziałem — świetnie rozpoznaję dźwięki ptaków, dlatego miałem wrażenie, że nie brzmi to tak, jak powinno — dodałem z dumą. Mały Książę w ciszy pokiwał głową z zachwytem. Zrozumiałem w tym momencie, że muszę pomóc mu wrócić na jego planetę. – Chodź, znajdziemy sposób, żebyś wrócił do siebie. Nie możemy przecież dopuścić, żeby twój dom zarósł baobabami, prawda?
Chłopiec pokiwał energicznie głową. Teraz wszystko spoczywa na moich barkach. Muszę przecież mu pomóc, to, że chciał uciec od róży, nie oznacza przecież, że nie chce do niej wrócić. Po jego smutnej i przestraszonej twarzy widać było, że trzeba jak najszybciej zorganizować mu powrót do domu.
- Chodź, poznasz moich rodziców. Oddam Ci moje łóżko i rano pomyślimy, co dalej.
Ku mojemu zdziwieniu mama i tata wcale nie przestraszyli się moim późniejszym niż zwykle powrotem ani moim nowym przyjacielem. Gdy tata poczęstował Małego Księcia obiadem, ja wyjaśniłem mamie, kto to jest i zapytałem ją, co powinienem teraz zrobić. Ona odpowiedziała mi, że znajdziemy rozwiązanie rano, a teraz pościeli mu łóżko w moim pokoju. Mam najlepszych rodziców pod słońcem. Sam poszedłem spać na kanapę.
Noc przyniosła więcej odpowiedzi, niż mogłem się spodziewać. Przyśniło mi się, że udało nam się skonstruować mały samolot, który pozwoli Małemu Księciu wrócić do domu. Rozwiązanie to było jednak mało realne, ponieważ żadne z nas nie miało wystarczających umiejętności do budowy nawet latawca. Po przebudzeniu zwróciłem uwagę na drzewo, które rosło za moim oknem. Wtedy mnie olśniło, można przecież pozwolić Małemu Księciu na wspięcie się na najwyższe drzewo, a z pomocą stworzonych z materiału skrzydeł będzie mógł wrócić na swoją planetę. Gdy tylko wstał, przedstawiłem mu mój pomysł. Był zachwycony i od razu przystąpiliśmy do realizacji. Z pomocą mojego taty odnaleźliśmy duże kawałki materiału, z którego uszyliśmy mu kombinezon. Pomiędzy ręką a nogą pozostawiony był spory kawałek luźnego materiału, który tworzył skrzydła. Dzięki nim wedle naszego planu miał unieść się wystarczająco wysoko. Mimo krótkiego czasu przebywania z Małym Księciem bardzo go polubiłem. Ze względu na to poprosiłem go, aby po powrocie na swoją asteroidę dał mi znak, że bezpiecznie dotarł na miejsce. Miał doskonały pomysł, że wyśle do mnie sadzonkę baobabu na znak i symbol naszej przyjaźni.
Pożegnanie było trudne i smutne. Mimo to cieszyłem się, że znów wróci do domu, ponieważ widziałem w jego bystrych oczach iskierki na myśl o róży i ponownym dbaniu o swój dom. Przed wspięciem się na drzewo przytulił mnie i powiedział, że zawsze widząc ziemię z oddali, będzie myślał o tak dobrym człowieku, jakiego tu spotkał.
Kilka miesięcy później, gdy wracałem ze szkoły, przed moim domem znalazłem mały pakunek. Prawie zapomniałem już o przygodzie, jaką przeżyliśmy wraz z mieszkańcem planety B-621. Otwierając zawiniątko, wiedziałem już, że to musi być od niego. Nie wiem, jak mu się to udało, jednak cieszę się z mojego baobabu i teraz hoduję go w szklarni u babci. Poznanie Małego Księcia było najlepszą przygodą mojego życia.