Zbigniew Herbert to poeta tworzący w epoce współczesnej, który swoje lata wchodzenia w dorosłe życie musiał przeżywać w czasie II wojny światowej. Był jednym z najwybitniejszych twórców tak zwanego „pokolenia Kolumbów” lub „pokolenia straconego”, ponieważ przez trudy i grozę wojny musiał przedwcześnie dorosnąć. Odbija się to zdecydowanie na większości jego poezji i jest również widoczne w wierszu, który jest przedmiotem tej analizy i interpretacji – „Dałem słowo”.
Dałem słowo – analiza i środki stylistyczne
Podmiot liryczny w wierszu jest zdecydowanie autorski, bezpośredni („mogłem śmiało powiedzieć”, „myślę sobie”), wydaje się wyrażać podejście do życia i obawy z nim związane samego Herberta. Głównym wątkiem w utworze jest niewątpliwie skupienie się na wyrazie „słowo”, który jest wielokrotnym powtórzeniem. W tekście znajdziemy również popularny frazeologizm „dać słowo”. Pojawi się również cytat, który jest sposobem na wyrażenie myśli autora „słowo daję/chętnie bym/cofnął dane słowo”. Można wyróżnić przenośnie, metafory – „rozsądek doradzał”, „czas eksplodował”, „skrzypi oś świata”. Autor dokonuje porównania słowa, którego nie musi dawać natychmiast do rozkładu jazdy.
Stosuje anaforę w dwóch wersach „nie było już przedtem/nie było już potem”. Wersy w których „rozsądek doradzał” lub„ czas eksplodował” pokazują animizację, ożywiając to, co nieożywione czyli czas i rozsądek.Patrząc na mnogość użycia środków stylistycznych, można stwierdzić, że utwór jest rozbudowany. Wiersz nie posiada rymów i jest ponadto pozbawiony znaków interpunkcyjnych, takich jak przecinki i kropki i wielkich liter. Wersy są krótkie, a zwrotki posiadają od trzech do dziesięciu wersów, dlatego ze względu na swoją nieregularną budowę będzie przykładem wiersza wolnego.
Dałem słowo – interpretacja wiersza
Wiersz jest swoistym hymnem do utraconej młodości Herberta. Autor już na początku podkreśla, że sytuacja z wiersza zdarzyła się, gdy był bardzo młody. Wydawało mu się jeszcze wtedy, że ma na wszystko czas, nie musi podejmować żadnych poważnych decyzji. Myślał, że tak jak wszyscy młodzi ludzie może poczekać z przysłowiowym „dawaniem słowa” jeszcze kilka lat, aż nastąpi jakiś ważny moment przełomowy jego życia, napisze maturę (jeszcze jako nastolatek), odbędzie służbę wojskową (jako młody mężczyzna) czy w końcu zbuduje dom (jako dorosły). Liczył, że jego życie będzie toczyło się „standardowym” rytmem, a na „wielkie słowa” przyjdzie jeszcze czas, na razie chce zmieniać zdanie i się zastanawiać bo to nie rozkład jazdy, który jest sztywny i niezmienny. Coś się jednak zmieniło, „czas eksplodował”, wybuchła wojna… Wtedy nie było już czasu na patrzenie w przeszłość albo myślenie o przyszłości, liczyło się przede wszystkim to, żeby przetrwać. Teraźniejszość oślepiała nasz podmiot liryczny, czyli ograniczyła jego możliwość patrzenia w którąkolwiek stronę i jak na przesłuchaniu, kazała podjąć decyzję tu i teraz. Musiał wybrać i w końcu dał słowo, tylko jakie? Można interpretować, że chodzi o decyzję odnośnie jego dalszej twórczości, chociaż mogło też chodzić o jakieś wydarzenie związane z walką na wojnie. Czasy były niespokojne, pełne cenzury, więc dając słowo musiał być gotowy na wszelkie związane z tym konsekwencje. I nagle poczuł się jak skazany na śmierć przez powieszenie – z pętlą na szyi. Słowo, chociaż jest ostateczne, czasem daje o sobie zapomnieć. Dzieje się dużo rzeczy, życie młodego mężczyzny w realiach II wojny światowej szybko leci, ale czasem jest też moment beztroski, gdy dane słowo staje się niewidzialne. Wtedy Herbert zastanawia się po co w ogóle dokonał swojej deklaracji i chętnie by swoje słowo cofnął. Nie jest to już jednak możliwe, czas beztroski trwa krótko i trzeba dalej zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. „Skrzypi oś świata” – coś wybucha, słychać strzały, może po mieście jedzie czołg, następuje duży zgrzyt pomiędzy tym jak powinno wyglądać a jak wygląda świat. Mijają jednak ludzie i krajobrazy, zmienia się władza – „mijają ludzie”, zmienia się miejsce zamieszkania – „krajobrazy”, mija też w końcu czas – „kolorowe obręcze czasu”, a słowo grzęźnie w gardle, bo po wojnie zaczyna się komunizm. Jest to ciężki czas dla poetów, ponieważ powszechna cenzura nie pozwala na wyrażanie własnego zdania, a poeci muszą liczyć się z represjami ze strony władz PRL-u. Herbert żałuje swojego słowa.
Wiersz urywa się jak słowo, które „ugrzęzło w gardle” i ostatecznie podkreśla beznadziejność sytuacji, w której znalazł się podmiot liryczny czy sam Herbert w swoim młodzieńczym życiu. Widać rozróżnienie na dwa okresy w życiu podmiotu lirycznego – młodość sprzed wydarzeń wiersza, gdy myślał, że ma na wszystko jeszcze czas oraz teraźniejszość, gdy po upływie wielu lat zaczyna żałować niektórych swoich decyzji. Wiersz ten stanowi osobistą refleksję autora na temat tego, co oznacza dawanie słowa i jaką ono ma moc. Zbigniew Herbert prowadzi rozważania, w których zestawia dojrzałość, kontra młodość, beztroskę, kontra zamartwianie się o własny los.